Świeżutka pozycja z katalogu Krytyki Politycznej nawiązuje w tytule do szmatławej literatury pornograficznej, co wraz z różem okładki przyjemnie prowokuje. Ale 50 twarzy Tindera to właściwie reportaż z kilkuletniej podróży po Tinderze.
Dla jednych Tinder to ściek internetu, dla innych szansa na pozbieranie życia do kupy. Niektórzy tinderowcy traktują apkę jak grę RPG, a jeszcze inni kolekcjonują randkowych partnerów jak Pokemony. Joanna Jędrusik stara się te różne tinderowe scenariusze odsłaniać. Nie dla prostego jak drut demaskowania zagrożeń, jakie niesie ze sobą Internet — to nie godzina wychowawcza. Ani dla zwykłej, aroganckiej beki — Joanna Jędrusik podchodzi do tematu z pasją kulturoznawczą, poza tym Tindera lubi. 50 twarzy Tindera to po prostu relacja z długiej, pełnej pasji przygody. Jedni wyjeżdżają na Wschód jak Stasiuk, inni umawiają się na seks przez Intrernet. Szanuj to.
Nie umiem podchodzić to tej książki obiektywnie, bo jej autorka jest kumpelą mojej żony, jeszcze ze studiów. Mało tego, Asia podrzuca mi czasami gotowe kwiatki na bloga, a sama prowadzi przezabawny fanpej Swipe Me To The End Of Love, który propsowałem u siebie od czasu do czasu. Jak mam nie propsować, skoro Asia podsyła najzabawniejsze fragmenty swoich rozmów o literaturze, prosto z Tindera. No i komentuje mi te wpisy o XIX-wiecznych powieściach. Zresztą, nawiązania do tych powieści trafiły do 50 twarzy Tindera. Jak Asia pisze, że lubi Balzaka, to ja jej wierzę.
No to nie będzie obiektywnie. Propsy dla 50 twarzy Tindera daję za: genialnie wulgarny język (Asia umie klnąć, jak mało kto, robi to z prawdziwą pasją, ale i ze smakiem, sprawdźcie sobie), poczucie humoru (np. proste jak sprawdzian z Present Simple), fajne migawki z korpoświata i w ogóle realistyczne zacięcie, a także za absolutną szczerość. Bo Asia dużo krytykuje, ale nie oszczędza też siebie. Poza tym nienachalnie uczy szacunku do innych. Jak w dość wzruszającej historii malarza Janka, który wszystkim dziewczynom na początku randki oświadcza, że ma też kontakty z facetami i zawsze jest na dzień dobry olany. A Janek to jeden z najciekawszych i najwrażliwszych bohaterów tej książki.
Były propsy, będą minusy. Książce brakuje spójności, czasami wydaje się, że to garść posklejanych w całość historii, które najlepiej pasowałyby do jakiegoś bloga, no i nie ma szkieletu fabularnego, jakiejś głównej narracji, która trzymałaby całość w ryzach. Są też fragmenty, w których Asia poucza czytelników trochę za bardzo w stylu cosmo, a jednak dominująca narracja jest taka, że czytelnik jest raczej wykształcony, głosuje raczej na lewicę albo centrum, sporo przeczytał i wie, jak ugryźć Internet. Ale zasadniczo więcej propsów niż czepialstwa, możecie mi wierzyć.
Dla ludzi, którzy tak jak ja nigdy nie zainstalowali Tindera na telefonie książka Asi to reportaż z nieznanego, a znajdującego się za rogiem świata. Dla wtajemniczonych — literacka próba podsumowania życia na Tinderze i samotności w sieci kontaktów (parafrazując inny gniot z kręgu literatury erotycznej). Na pewno warto zajrzeć, bo to książka odważna i sporo mówiąca o tym, co kryje się w korpoświecie po usunięciu stockowych obrazków z postów na LinkedInie.
(nie daję gwiazdek, bo nie jestem obiektywny)
PS. Na zdjęciu tym razem stare The Sisters Of Mercy, bo mi się kojarzy z kompulsywnym tempem narracji Asi. Ale pamiętajcie, nigdy nie bierzcie amfetaminy przed randkami, samo zło.