“Czytelnik” przypomina kanoniczny tekst poświęcony Rosji — ten spisany przez Kapuścińskiego i wydany w latach 90-tych. Jak się okazuje, jest to pozycja jak najbardziej na czasie.
Imperium powstało na raty, latami. Wstęp stanowią wspomnienia z rodzinnego Pińska, w którym nastąpiło pierwsze spotkanie Kapuścińskiego z sowieckim państwem. Dalej idą refleksje o okresie wojennym i stalinowskim, zapiski z podróży koleją transsyberyjską i reportaże z kilku kaukaskich i sąsiednich republik radzieckich — wtedy republik, bo to materiał z 1967 roku. Główna część książki to reportaże z początku lat 90., gdy imperium sowieckie upadało. I na koniec otrzymujemy prognozy Kapuścińskiego na przyszłość.
Prognozy z epoki transformacji, jeszcze przed państwem putinowskim. Czy w Rosji zwycięży demokracja? Już wtedy, w połowie lat 90. Kapuściński raczej w to wątpił. Prognozował rządy autorytarne w jakiejś nowej fazie. No i mamy.
Znakomita to lektura, bo stworzona przez mistrza reportażu i bardzo aktualna. Gdy Kapuściński pisze o smakach i zapachach w najbardziej orientalnych zakątkach byłego ZSRR, tekst robi się urzekający. Ale zaraz później następuje tekst o Kołymie, reprezentujący wzorcową formułę reportażu o łagrach. Zwięzła formuła sprawia, że całość tomu nie przybija czytelnika — też dobrze. Tematy i odcienie emocjonalne wciąż się zmieniają, trudno się oderwać.
Wyjątkowe wrażenie robi reportaż o niedostępnym Kremlu — tego nie dowiemy się z Google Maps. Kapuściński pisze o dojmującym wrażeniu pustki wśród monumentalnych przestrzeni, która obezwładnia zwiedzającego Kreml. Bo tam nie można dostać się ot tak, trzeba mieć specjalną przepustkę, a i wtedy można iść tylko z punktu do punktu, według ściśle określonej marszruty. Już sto lat temu H.G. Wells miał pisać o szokującym dystansie — symbolicznym i fizycznym — oddzielającym władzę (wtedy Lenina) od obywateli. Kapuściński dodaje, że nie inaczej, a pewnie jeszcze gorzej, było w czasach Berii, Chruszczowa, a nawet i Gorbaczowa.
Ta władza zawsze chowała się w bunkrze postawionym na niedostępnym, ogrodzonym z każdej strony wzgórzu. Czy w przyszłości miało być inaczej? Czy dziwić może współczesny obraz prezydenta Rosji — paranoika siedzącego za dłuuuuuugim stołem, panicznie bojącego się koronawirusa, ale nie wahającego się przed bombardowaniem schronu z dziećmi?
To oderwanie od rzeczywistości było wpisane w rosyjską formułę władzy od bardzo dawna. Pewnie jeszcze od czasów caratu. Przynajmniej tak mówi Kapuściński, a ja mu wierzę.
5/6
PS. Tym razem książce towarzyszy kolejna płyta z Audio Cave, bo numer szósty zatytułowany jest Siberia. Tematycznie pasuje. Syberia przegra — o nie nie, o tak tak!