Klasyczny reportaż o Rosji, czyli “Imperium” Ryszarda Kapuścińskiego

Kapuściński - Imperium
“Czytelnik” przypomina kanoniczny tekst poświęcony Rosji — ten spisany przez Kapuścińskiego i wydany w latach 90-tych. Jak się okazuje, jest to pozycja jak najbardziej na czasie.

Impe­rium powsta­ło na raty, lata­mi. Wstęp sta­no­wią wspo­mnie­nia z rodzin­ne­go Piń­ska, w któ­rym nastą­pi­ło pierw­sze spo­tka­nie Kapu­ściń­skie­go z sowiec­kim pań­stwem. Dalej idą reflek­sje o okre­sie wojen­nym i sta­li­now­skim, zapi­ski z podró­ży kole­ją trans­sy­be­ryj­ską i repor­ta­że z kil­ku kau­ka­skich i sąsied­nich repu­blik radziec­kich — wte­dy repu­blik, bo to mate­riał z 1967 roku. Głów­na część książ­ki to repor­ta­że z począt­ku lat 90., gdy impe­rium sowiec­kie upa­da­ło. I na koniec otrzy­mu­je­my pro­gno­zy Kapu­ściń­skie­go na przyszłość.

Pro­gno­zy z epo­ki trans­for­ma­cji, jesz­cze przed pań­stwem puti­now­skim. Czy w Rosji zwy­cię­ży demo­kra­cja? Już wte­dy, w poło­wie lat 90. Kapu­ściń­ski raczej w to wąt­pił. Pro­gno­zo­wał rzą­dy auto­ry­tar­ne w jakiejś nowej fazie. No i mamy.

Zna­ko­mi­ta to lek­tu­ra, bo stwo­rzo­na przez mistrza repor­ta­żu i bar­dzo aktu­al­na. Gdy Kapu­ściń­ski pisze o sma­kach i zapa­chach w naj­bar­dziej orien­tal­nych zakąt­kach byłe­go ZSRR, tekst robi się urze­ka­ją­cy. Ale zaraz póź­niej nastę­pu­je tekst o Koły­mie, repre­zen­tu­ją­cy wzor­co­wą for­mu­łę repor­ta­żu o łagrach. Zwię­zła for­mu­ła spra­wia, że całość tomu nie przy­bi­ja czy­tel­ni­ka — też dobrze. Tema­ty i odcie­nie emo­cjo­nal­ne wciąż się zmie­nia­ją, trud­no się oderwać.

Wyjąt­ko­we wra­że­nie robi repor­taż o nie­do­stęp­nym Krem­lu — tego nie dowie­my się z Google Maps. Kapu­ściń­ski pisze o doj­mu­ją­cym wra­że­niu pust­ki wśród monu­men­tal­nych prze­strze­ni, któ­ra obez­wład­nia zwie­dza­ją­ce­go Kreml. Bo tam nie moż­na dostać się ot tak, trze­ba mieć spe­cjal­ną prze­pust­kę, a i wte­dy moż­na iść tyl­ko z punk­tu do punk­tu, według ści­śle okre­ślo­nej mar­szru­ty. Już sto lat temu H.G. Wells miał pisać o szo­ku­ją­cym dystan­sie — sym­bo­licz­nym i fizycz­nym — oddzie­la­ją­cym wła­dzę (wte­dy Leni­na) od oby­wa­te­li. Kapu­ściń­ski doda­je, że nie ina­czej, a pew­nie jesz­cze gorzej, było w cza­sach Berii, Chrusz­czo­wa, a nawet i Gorbaczowa.

Ta wła­dza zawsze cho­wa­ła się w bun­krze posta­wio­nym na nie­do­stęp­nym, ogro­dzo­nym z każ­dej stro­ny wzgó­rzu. Czy w przy­szło­ści mia­ło być ina­czej? Czy dzi­wić może współ­cze­sny obraz pre­zy­den­ta Rosji — para­no­ika sie­dzą­ce­go za dłu­uuuuugim sto­łem, panicz­nie boją­ce­go się koro­na­wi­ru­sa, ale nie waha­ją­ce­go się przed bom­bar­do­wa­niem schro­nu z dziećmi?

To ode­rwa­nie od rze­czy­wi­sto­ści było wpi­sa­ne w rosyj­ską for­mu­łę wła­dzy od bar­dzo daw­na. Pew­nie jesz­cze od cza­sów cara­tu. Przy­naj­mniej tak mówi Kapu­ściń­ski, a ja mu wierzę.

5/6

PS. Tym razem książ­ce towa­rzy­szy kolej­na pły­ta z Audio Cave, bo numer szó­sty zaty­tu­ło­wa­ny jest Sibe­ria. Tema­tycz­nie pasu­je. Sybe­ria prze­gra — o nie nie, o tak tak!

Kla­sycz­ny repor­taż o Rosji, czy­li “Impe­rium” Ryszar­da Kapuścińskiego
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: