Króciutka powieść Koncept nr 14 napisana pod pseudonimem zapowiada literacką grę z czytelnikiem, a w sumie okazuje się takim ambitniejszym young adult. Patronuje jej Ferdydurke — trochę na wyrost, ale przecież okładka i tak zapowiada coś znacznie słabszego.
Właściwie sam nie wiem, jak to się stało, że jednak przeczytałem tę powieść. Może trochę dlatego, że jej fragmenty zamieścił magazyn “Pismo”, ale przecież ja od dawna nie kieruję się rekomendacją żadnych czasopism przy wyborze lektury — ufam w smak swój i moich przyjaciół. Może bardziej dlatego, że Olga Wróbel z Kurzojadów napisała, że pod tak wstrętną okładką kryje się całkiem niezły tekst.
Rzeczywiście, koszmarna okładka kojarzy się z jakąś tanią literaturą sensacyjną i właściwie bardziej odstrasza niż zachęca do czytania. Co gorsza, ten sam projekt graficzny został użyty w całej trylogii Donkiszoteria warszawska, której częścią jest Koncept nr 14. Donkiszoteria? To lubię! Kichot pojawiał się u mnie parę razy, nawet ostatnio pisałem o nim felieton, warto sprawdzić konteksty.
Kichota w tej książce nie znalazłem, bo jeżeli pretenduje do tego miana główny bohater powieści, to jest co najwyżej Kichotem ze szkolnego korytarza. Koncept nr 14 jest w największej mierze powieścią o dojrzewaniu, pierwszej miłości i młodzieńczym buncie. Szlachcic z Manczy był stary i charakteryzował go zgryźliwy dystans do świata. Samuel Kretes — bohater powieści i jej fikcyjny autor — to bardziej taki buntownik bez powodu w warszawsko-hipsterskim wydaniu. No, jakiś powód do buntu ma, bo chodzi dziewczynę i o kłopoty w szkole. Wątek miłosny jest uroczo naiwny, natomiast wątek szkolny — zbyt grubo zarysowany, przez co traci rysy jakiegokolwiek prawdopodobieństwa, a do Ferdydurke z kolei daleko. Szkoda, ale w sumie — mogło być gorzej.
Przy okazji rodzi się jednak pytanie o sensowność literackiej gry, jaką prowadzi z czytelnikiem autor. Bo to jest tak — każda z części trylogii Donkiszoteria warszawska jest napisana przez innego fikcyjnego autora (poza Kretesem są to Witold Tauman i Jakub Dąbrowski), a wszyscy gdzieś tam się w tych powieściach pojawiają. Miło, ale nie jest to literatura wybitna, a w związku z tym nie bardzo chce mi się zgadywać, kto mógłby być prawdziwym autorem tych książek. Ktoś bardzo znany? W takim wypadku podejrzewałbym jakiegoś twórcę kryminałów, bo ani to Twardoch, ani Dehnel — styl za słaby. W mojej głowie rodzi się podejrzenie, że to jakiś zespół redakcyjny, który dostał za zadanie wysmażenie trzech książeczek łączących przyjemny pop z ambicjami artystycznymi. Może się mylę, może nie. Tak czy siak, Koncept nr 14 nadal zostaje tylko produktem, a ja dalszej gry nie podejmuję.
2,5/5
PS. Do książki dokładam dwie płyty, obie z bardzo brzydkimi okładkami. Ta depresyjno-pornograficzna to nasza polska Sierść. Straszny hałas, tylko dla twardzieli, ale ja tam lubię noizz. A ta depresyjno-deviantartowa to zimnofalowy duet emo Mueran Humanos. Za stary jestem na taką muzykę, ale wkleję jedną piosenkę, która mi się podoba: