Mój heimat, czyli “Poniemieckie” Karoliny Kuszyk

poniemieckie
Poniemieckie to pozycja typowa dla serii Sulina — na poły reportaż, na poły podróż sentymentalna w czasie i przestrzeni. Dla mnie ważna podróż, bo podobnie jak autorka książki wychowałem się na poniemieckim.

Karo­li­na Kuszyk zabie­ra czy­tel­ni­ka głów­nie na Dol­ny Śląsk (ze szcze­gól­nym wska­za­niem na Legni­cę), bo stam­tąd pocho­dzi. Ale jest też kil­ka krót­szych wycie­czek na War­mię i Mazu­ry, Słu­bi­ce i oko­li­ce, a nawet na Zachod­nio­po­mor­skie. Mój heimat to oko­li­ce Koło­brze­gu, zatem musia­łem sobie do tej książ­ki tro­chę podo­po­wia­dać. Na przy­kład o zruj­no­wa­nych fol­war­kach poza­mie­nia­nych na wzor­co­we PGR‑y, a teraz zasy­py­wa­nych przez śmie­ci. Jest taki jeden — szcze­gól­nie malow­ni­czy — w rodzin­nych stro­nach mojej mamy, wśród lasów i bagien pod Szcze­cin­kiem. Jest kil­ka w bez­po­śred­nim sąsiedz­twie gmi­ny Koło­brzeg. Ich widok zawsze bar­dzo mnie przy­gnę­bia, bo jest świa­dec­twem rabun­ko­we­go cha­rak­te­ru gospo­dar­ki PRL‑u i kom­plet­nej igno­ran­cji dla tego nie­wy­god­ne­go poniemieckiego.

Nie opłaca się

W książ­ce czy­ta­my o ruj­no­wa­nych mia­stach, par­kach, fabry­kach. Czy­ta­my o sza­brze, zaj­mo­wa­niu miesz­kań, wyko­py­wa­niu skar­bów na cmen­ta­rzach i po piw­ni­cach. A tak­że o pocho­wa­nych w sza­fach, ale cza­sa­mi nie­śmia­ło wyglą­da­ją­cych przez dziur­kę od klu­cza resen­ty­men­tach. O stra­chu przed tym, że przyj­dzie Nie­miec i sobie odbie­rze. W moich rodzin­nych stro­nach taki sto­su­nek do świa­ta był na sta­łe wpi­sa­ny w myśle­nie o zie­mi i nie­ru­cho­mo­ściach — nie opła­ca się inwe­sto­wać, nie opła­ca remon­to­wać, bo nigdy nic nie wiadomo.

To dla­te­go w Zachod­nio­po­mor­skiem, Lubu­skiem i Dol­no­ślą­skiem zawsze wszę­dzie był taki bur­del, do dziś zauwa­żal­ny, gdy się jedzie przez zachod­nią Pol­skę samo­cho­dem. Przy­jezd­ni z cen­tral­nej Pol­ski może tego nie zauwa­żą, ale swoi wie­dzą dobrze — po pro­stu się nie opłaca.

W książ­ce Ponie­miec­kie zna­la­złem duży kawał swo­je­go dzie­ciń­stwa. Swój pierw­szy ponie­miec­ki dom i zdję­cie restau­ra­cji, któ­ra się w nim przed woj­ną mie­ści­ła. Szu­ka­nie skar­bów po podwór­kach — swo­im i kole­gów. Przy­pad­kiem zna­le­zio­ną ludz­ką czasz­kę w krza­kach, w któ­rych popa­la­li­śmy papie­ro­sy. Sta­wek przy pod­sta­wów­ce z dnem wyło­żo­nym pły­ta­mi z ponie­miec­kich lub poży­dow­skich (już nie pamię­tam, któ­rych) gro­bow­ców. Na tym staw­ku śli­zga­li­śmy się zimą, a w krza­kach obok wypi­ja­li­śmy te swo­je pierw­sze piw­ka przed dyskoteką.

Nieoczywisty urok poniemieckiego

W Ponie­miec­kim zna­la­złem też wspól­no­tę doświad­czeń. Jest nostal­gicz­nie, ale bez prze­sa­dy. Od cza­su do cza­su prze­wa­ża nastrój dziec­ka przy­ła­pa­ne­go na tym, że bawi się czy­jąś lal­ką. Ale prze­cież zna­le­zio­ne nie kra­dzio­ne. Czy jeste­śmy win­ni tego, że wycho­wa­li­śmy się na ponie­miec­kim? A jeśli tak, to czy oko­licz­no­ścią łago­dzą­cą będzie to, że naszych dziad­ków też skądś prze­gna­no, prze­sie­dlo­no albo oszu­ka­no? To nie są łatwe pyta­nia. I nie ma łatwych odpowiedzi.

Karo­li­na Kuszyk szu­ka tej ponie­miec­kiej toż­sa­mo­ści po to, by ją zra­cjo­na­li­zo­wać i wygnać choć kil­ka demo­nów. Przy oka­zji zauwa­ża, że urok Dol­ne­go Ślą­ska, Pomo­rza Zachod­nie­go i pozo­sta­łych tere­nów ponie­miec­kich jest nie­oczy­wi­sty, a swo­je i obce są tutaj róż­ny­mi obli­cza­mi tego same­go.

I tyl­ko dla porząd­ku — pew­nie, że ta opo­wieść mogła być pro­wa­dzo­na szyb­ciej, z więk­szą werwą i z mniej­szą daw­ką sen­ty­men­tów. Ale aku­rat przy tym tema­cie mi to odpo­wia­da. A przy oka­zji przy­po­mnia­łem sobie, jaki­mi dobry­mi powie­ścia­mi są Dom dzien­ny, dom noc­ny Olgi Tokar­czuk i Krót­ka histo­ria pew­ne­go żar­tu Ste­fa­na Chwi­na. Chy­ba muszę sobie odświe­żyć obie.

4/5

PS. Co do pły­ty ze zdję­cia — nowe­go New Model Army słu­cha­łem głów­nie we wrze­śniu, ale teraz jakoś wró­ci­ło, bo sezon grzew­czy i zwy­kle sza­ro za oknem. Pły­ta jest o nad­cho­dzą­cej kata­stro­fie eko­lo­gicz­nej i o tym, że za parę chwil na Zie­mi sta­nie się nie­zno­śnie gorą­co. Lepiej sobie puścić i posłu­chać mądrych pio­se­nek niż wrzu­cić do pie­ca sta­re kalo­sze albo łopa­tę do odśnie­ża­nia, bo prze­cież i tak nie będzie śnie­gu, to po co mi łopata.

Mój heimat, czy­li “Ponie­miec­kie” Karo­li­ny Kuszyk
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: