Debiutancka powieść autobiograficzna Édouarda Louisa narobiła dużo szumu we Francji, bo bardzo szczerze i wprost opowiada o dzieciństwie homoseksualisty. To książka modna wśród paryskiej hipsterki, a u nas również ważna i potrzebna.
Mam słabość do tego autora, bo jest bezkompromisowo szczery. Kiedyś pewnie byłby zaliczony do grona pisarzy przeklętych, czyniących sztukę z własnego życia. Dziś nie wiadomo, jak to będzie, bo Louis może utonąć w morzu hiperrealistycznej literatury, której główną słabością jest niewielka ilość wartości dodanej, jaka bierze się z umiejętności ciężkiej pracy nad słowem i żonglowania kontekstami. U Louisa niby też tak jest, jednak talent tego pisarza sprawia, że Koniec z Eddym i Historia przemocy unoszą się na powierzchni, dystansując konkurencję. W przypadku Historii przemocy działo się to dzięki intertekstualnej grze, całkiem sprawnie poprowadzonej. Natomiast Koniec z Eddym to ciekawy przykład odświeżenia formuły bildungsroman — powieści o dojrzewaniu.
W skrócie — Koniec z Eddym jest relacją z trudnego dorastania młodego geja. Prześladowanego w szkole, bitego, opluwanego. Jestem pewien, że wielu homoseksualistów znalazło (lub znajdzie) w tej książce wiele własnych doświadczeń. I pewnie dlatego powieść stała się modna we Francji, ojczyźnie pisarza. Nigdy nie było mi dane doświadczyć tego losu (zakochiwałem się w koleżankach), ale wiem, że los Eddy’ego nie był obcy niektórym z moich znajomych. Dla nich ta książka będzie bardzo ważna.
Ale powieść Louisa da się czytać także na kilku innych płaszczyznach. Na przykład w kontekście przemocy szkolnej. Pamiętam jak dziś, że niektórzy z moich kolegów doświadczali codziennego prześladowania ze strony starszych uczniów podstawówki mimo tego, że nie mieli doświadczeń homoseksualnych. Opluta czapka fruwająca w szatni, oplute rękawy kurtek, oplute twarze. Ja też oberwałem taką oplutą czapką w szatni, nie raz oberwałem. Robiłem też pompki przy wszystkich, dla upokorzenia. A moi koledzy byli zmuszani do śpiewania nazistowskich i komunistycznych piosenek — dla beki, niemal codziennie. Ja nie śpiewałem, bo postawiłem się kilka razy. I zdarzało mi się też wdać w bójkę, a to trochę pomagało w życiu. No i gapiłem się na dziewczyny, a nie na kolegów. Koledzy z mniej heteryckimi upodobaniami mieli dużo gorzej. Współczułem im wtedy, współczuję też teraz — kolejnym kandydatom na wiecznych przegrywów.
Louis chcąc nie chcąc dotyka szkolnych koszmarów, które potrafiły obrzydzić życie każdemu. Z tego powodu książka jest warta polecenia każdemu czytelnikowi, któremu przemoc szkolna nie jest obca.
Weźmy choćby lekcje wf‑u. Dla mnie zawsze najgorsza była piłka nożna, której nie znoszę do dziś. Louis pisze tak: Moja nieudolność irytowała Fabiena, Kevina, Stevena, Jordana, kumpli, którzy przy byle okazji się na mnie wkurzali: Przez ciebie przegramy, ty łajzo, jesteś do niczego, następnym razem nie bierzemy cię do drużyny! Nie tylko do mnie takie rzeczy wykrzykiwali. Irytacja i wulgarność były częścią gry w piłkę nożną. Nie pamiętam, ile razy miałem tak samo. Dlatego do dziś ze sportów drużynowych jakąkolwiek estymą darzę koszykówkę, w której większą rolę odgrywali soliści, a ja do kosza mniej więcej trafiałem.
Ciekawe w tej książce są też obserwacje socjologiczne, dotyczące dzieci z rodzin robotniczych i w ogóle dorastania na zadupiu. Na przykład we fragmencie poświęconym matce: Jest kobietą wkurwioną, ale nie wie, co począć z tą nieodstępującą jej nigdy wrogością. Protestuje więc samotnie przed telewizorem albo pod szkołą w gronie innych matek. Za to ojcowie to w książce Louisa głównie wąsaci brutale, rozgoryczeni, rozczarowani życiem, betonujący się w swojej ksenofobii, homofobii i wszelkich innych możliwych fobiach. Mój tato taki nie był, ale naoglądałem się takich facetów wśród jego znajomych i ojców moich kumpli. Diagnoza Louisa jest przerażająco trafna. Obejrzyjcie Męską sprawę, tam to podobnie wygląda.
Pamiętam, że Nabokov charakteryzował czytelnika szukającego w dziełach literackich swoich własnych doświadczeń jako najgorszego odbiorcę. Pamiętam, że literatura to nie psychoterapia. Ale książki Louisa są projektowane z myślą o takim właśnie odbiorze. Czy to na pewno gorsza metoda czytania? Kiedyś byłem o tym przekonany, teraz nie jestem pewien.
4/5
PS. Koniec z Eddym czytałem przy paru kompletnie nie pasujących do tematyki powieści płytach z nowym jazzem. Na zdjęciu najlepsza z nich — Tomasz Dąbrowski i Free4Arts.