Nowy tomik prozy Patti Smith to liryczny tren dla niedawno zmarłych przyjaciół i garść obrazków z Ameryki, strzelanych polaroidem od niechcenia. Urzekających obrazków.
Nie jestem miłośnikiem literackich prób Patti Smith. Zdecydowanie wolę dowolny tekst z płyty Radio Ethiopia, żeby już nie przynudzać kultową Horses. Natomiast na papierze literacka maniera Patti Smith trochę mnie drażni. Z wyjątkiem Poniedziałkowych dzieci, bo one opowiadają o magicznych latach młodości rockandrolla. I naprawdę urzekają, bo traktują o miłości. Tej książce trudno odmówić mocy. A jednak mimo tego, że maniera Patti Smith mnie drażni, daję się jej uwieść.
W Roku małpy polaroidowe (nie instagramowe, tylko polaroidowe — fajnie, bo lubię vintage) obrazki płynnie przechodzą jeden w drugi, Patti Smith opowiada anegdoty o przyjaciołach, a wszystko to niepostrzeżenie tonie w sennych marzeniach. Robi się po czasami trochę symbolicznie (rockowa poetka jest nadal wierna Rimbaudowi), ale bardziej jak z prozy Roberto Bolaño, przewijającej się tu jako lejtmotyw. Smith wspomina co prawda głównie 2666, czyli najważniejsze arcydzieło Bolaño, ale mi nieustannie towarzyszyło wspomnienie Dzikich detektywów. Pewnie w związku z poetami znikającymi na pustyni Sonora. Wspomnienia Patti Smith podobnie rozwiewają się w nagrzanym, suchym powietrzu. I to jest bardzo ładne.
Nie ma co liczyć na wspomnienia z czasów burzy i naporu, jak w Poniedziałkowych dzieciach. Z tego powodu Rok małpy bardziej spodoba się miłośnikom sennej literatury drogi niż fanom rocka. Ale też warto się na kilka przyjemnych godzin nad tą prozą pochylić. Bo jest liryczna i przebija z niej niemal religijna żarliwość, nawet wtedy, gdy mowa o piciu rozcieńczonej wódki w knajpie.
Pewnie dlatego najbardziej urzekł mnie ustęp o geometrii metafizycznej, według której trójkąt jest figurą mistyczną. Dlaczego? Bo jak się pod Świętą Trójcę podstawi Miłość, to wszystko będzie jak trzeba. Nie ma góry, dołu, żadnych stron, po których można by stanąć. I tak jest z tą prozą, polaroidami i piosenkami lecącymi w przydrożnych jadłodajniach. Niby nic, a jednak piękne.
3,5/5
PS. Plejlista chyba tym razem oczywista.