Kara śmierci po teksańsku, czyli “Laleczki skazańców” Lindy Polman

Linda Polman - Laleczki skazańców
Reportaż Laleczki skazańców. Życie z karą śmierci Lindy Polman jest krótki, zwięzły i bardzo treściwy — ukazuje nie tylko różne aspekty życia kobiet wiążących się z więźniami z cel śmierci, ale też problem ślepej Sprawiedliwości karzącej mieczem za zbrodnię.

Książ­ka Lin­dy Polman to naj­now­sza pozy­cja z Serii Ame­ry­kań­skiej Czar­ne­go, choć rów­nie dobrze mogła­by uka­zać się w cyklu Repor­taż. W dodat­ku autor­ka jest Holen­der­ką, a tekst został ory­gi­nal­nie napi­sa­ny w języ­ku nider­landz­kim. Dla­cze­go zatem Ame­ry­ka? Bo tek­sań­ski sys­tem sądow­ni­czy i cała gałąź biz­ne­su zwią­za­ne­go z karą śmier­ci w Tek­sa­sie to zja­wi­ska tak moc­no zwią­za­ne z natu­rą Połu­dnia Sta­nów Zjed­no­czo­nych, że wła­ści­wie dla kogoś z zewnątrz sta­no­wią one pro­blem nie do poję­cia. Coś na wskroś ame­ry­kań­skie­go, kon­fe­de­rac­kie­go, po pro­stu Połu­dnio­we­go. Tak tu po pro­stu jest. „Na połu­dniu Sta­nów Zjed­no­czo­nych prze­szłość nigdy nie minę­ła”, napi­sał Wil­liam Faulk­ner pocho­dzą­cy z Mis­si­si­pi. Nigdy.

Ząb za ząb

Ale oczy­wi­ście nie w tym rzecz, żeby lepiej zro­zu­mieć Sta­ny. Cho­dzi raczej o przy­bli­że­nie czy­tel­ni­ko­wi bar­ba­rzyń­skie­go okru­cień­stwa zwią­za­ne­go z karą śmier­ci. Nawet teraz, gdy tek­sań­czy­cy nie sma­żą już ska­zań­ców na krze­śle elek­trycz­nym, lecz poda­ją śmier­tel­ne zastrzy­ki, jest to akt okru­cień­stwa (prze­czy­taj­cie sobie opis egze­ku­cji w Lalecz­kach ska­zań­ców).

Chcia­ło­by się napi­sać, że jest to okru­cień­stwo niczym nie uspra­wie­dli­wio­ne, ale to nie­praw­da. Kon­ser­wa­tyw­ni, gło­su­ją­cy z regu­ły na Repu­bli­ka­nów Tek­sań­czy­cy (nie­przy­pad­ko­wo Geo­r­ge W. Bush był ich guber­na­to­rem) w zde­cy­do­wa­nej więk­szo­ści karę śmier­ci popie­ra­ją i moty­wu­ją jej zasad­ność Biblią. A na Połu­dniu Biblię czy­ta się lite­ral­nie. Jak stoi w niej oko za oko, ząb za ząb, to tak ma być i koniec. Jak pisze Polman: Nie ma iro­nii w tym, że na Boże Naro­dze­nie przed wej­ściem na oddział cel śmier­ci poja­wia się szop­ka z dzie­ciąt­kiem Jezus i stad­kiem reni­fe­rów, miga­ją­ca świa­teł­ka­mi. W kaza­niu, któ­re­go wysłu­chu­ję w Wiel­ki Pią­tek w radiu, też nie. Pastor tłu­ma­czy, dla­cze­go kara śmier­ci jest koniecz­na. – Czym było­by chrze­ści­jań­stwo, gdy­by Jezus otrzy­mał karę pięt­na­stu lat wię­zie­nia z szan­są na wcze­śniej­sze zwol­nie­nie? Niczym! Nie istnielibyśmy!

Dura lex, sed lex?

Ame­ry­kań­scy kon­ser­wa­ty­ści bar­dzo chęt­nie powo­łu­ją się na swo­ją kon­tro­wer­syj­nie poj­mo­wa­ną pra­wo­rząd­ność. Jeden z praw­ni­ków mówi w repor­ta­żu Pole­man tak: Wie­rzę w karę śmier­ci nie dla­te­go, że odstra­sza. To jest zemsta, koniec krop­ka. Tek­sań­czy­cy lubią się mścić, a autor­ka uka­zu­jąc kon­tek­sty dla współ­cze­snej kary śmier­ci nawią­zu­je m.in. do śre­dnio­wiecz­nych prak­tyk publicz­nych tor­tur i do pale­nia cza­row­nic na sto­sie przez kontr­re­for­ma­cję. Może jed­nak nie o pra­wo­rząd­ność chodzi?

Zwłasz­cza, że tek­sań­ski sys­tem sądow­ni­czy jest moc­no pato­lo­gicz­ny. Adwo­ka­ci z urzę­du są sła­bo opła­ca­ni, a tym samym brak im moty­wa­cji do rze­tel­nej obro­ny ska­zań­ców. Ruth Bader Gins­burg, sędzia Sądu Naj­wyż­sze­go USA, mówi­ła zawsze, że ludzie mają­cy dobre­go adwo­ka­ta nigdy nie dosta­ją wyro­ku śmier­ci. Pro­sta regu­ła. „Pod­czas kil­ku­dzie­się­ciu spraw, któ­re tra­fi­ły do Sądu Naj­wyż­sze­go, nie widzia­łam jesz­cze, żeby podej­rza­ny został ska­za­ny na śmierć, jeśli bro­nił go porząd­ny obrońca”.

Z kolei z dru­giej stro­ny bary­ka­dy trud­no zna­leźć oskar­ży­cie­la, któ­ry nie kie­ro­wał­by się pry­wat­ny­mi uprze­dze­nia­mi, nie­rzad­ko rasi­stow­ski­mi lub homo­fo­bicz­ny­mi. I zno­wu przy­kład: Pro­ku­ra­tor okrę­go­wy Hol­mes prze­ko­nał przy­się­głych, żeby Burdine’a ska­zać na karę śmier­ci, a nie doży­wo­cie, ponie­waż był on homo­sek­su­ali­stą. Dla homo­sek­su­ali­stów wię­zie­nie nie jest karą, ale roz­ryw­ką, „pik­ni­kiem”, twier­dził. „Wszy­scy wie­my, co wypra­wia­ją homo­sek­su­ali­ści w więzieniu”.

Siostry miłosierdzia

Pre­tek­stem do opi­sa­nia gni­ją­ce­go od środ­ka sys­te­mu praw­ni­cze­go, okru­cień­stwa kary śmier­ci i bar­ba­rzyń­stwa Połu­dnia są histo­rie kobiet wią­żą­cych się ze ska­zań­ca­mi. Róż­nych kobiet, któ­re z regu­ły kon­tak­tu­ją się z więź­nia­mi przez inter­net. Nie­przy­pad­ko­wo zazwy­czaj pocho­dzą one z Euro­py (holen­der­ska repor­ter­ka bar­dziej szcze­gó­ło­wo opi­su­je los kobie­ty wła­śnie z Holan­dii), a związ­ki z ludź­mi ska­za­ny­mi na śmierć trak­tu­ją jako rodzaj misji, jakąś for­mę zba­wia­nia świata.

Choć z dru­giej stro­ny, zwy­kle pada­ją one ofia­rą cyni­zmu ska­zań­ców, wycią­ga­ją­cych od swo­ich uko­cha­nych pie­nią­dze. Mie­wa­ją też pro­blem z odna­le­zie­niem swo­je­go miej­sca w świe­cie, zwy­kle umiej­sca­wia­ją się w roli ofiar. W psy­chia­trii uwa­ża się, że kobie­ty wcho­dzą­ce w związ­ki z prze­stęp­ca­mi są sła­be psy­chicz­nie, bez­rad­ne i nie mają dobrze w gło­wie. „Cho­ro­ba”, na któ­rą według eks­per­tów cier­pią, nazy­wa się hybristofilia.

Jak jest napraw­dę? Czy kobie­ty kocha­ją­ce ska­za­nych na śmierć to współ­cze­sne sio­stry miło­sier­dzia czy ofia­ry sie­dzą­cych za kra­ta­mi prze­stęp­ców? Lin­da Polman tego nie oce­nia. Ale oce­nia coś inne­go. Sta­wia sie­bie wśród prze­ciw­ni­ków kary śmier­ci, a w podzię­ko­wa­niach cytu­je hasło Precz z karą śmier­ci z koszu­lek dziew­czyn pro­te­stu­ją­cych pod sie­dzi­ba­mi tek­sań­skich sądów.

A po lek­tu­rze tej książ­ki — tro­chę cha­otycz­nej, lecz trzy­ma­ją­cej w napię­ciu jak kry­mi­nał — czy­tel­nik raczej jej się nie dziwi.

4/5

Bonus: Eye for an eye, tooth for a tooth.

Kara śmier­ci po tek­sań­sku, czy­li “Lalecz­ki ska­zań­ców” Lin­dy Polman
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: