Klasyk z lat 30. ubiegłego wieku zachwyca mistrzowską formą. W tej krótkiej powieści każde słowo ma ciężar starotestamentowy.
Od razu wiadomo, że coś złego się stało. Również wiadomo, że coś jeszcze gorszego stać się musi. Nie ma odwołania. Wypowiadane przez bohaterów kwestie rozbrzmiewają ciężko jak w modernistycznym teatrze, Steinbeck zdaje się znać wartość każdej z nich.
A jednocześnie łącząca parę głównych bohaterów, bystrego George’a i nadludzko silnego, ale niezbyt rozgarniętego (pewnie z niepełnosprawnością umysłową) Lenny’ego zdaje się być jakaś taka ujmująco ludzka. Jest tam zrozumienie i jest współczucie dla cierpienia. Jestem w stanie uwierzyć w prawdziwość tych bohaterów, co wcale nie zdarza mi się tak często. A przecież Lenny jest postacią o cechach przerysowanych.
Myszy i ludzi — amerykańską powieść z czasów Wielkiego Kryzysu — stawiam obok Absalomie, Absalomie i Światłości w sierpniu Faulknera. Powieść wywodzi się z naturalistycznego studium nędzy, a ostatecznie plasuje się w niedosięgłym dla wielu pisarzy rejonie między Starym Testamentem i grecką tragedią. Tak jak u Sofoklesa odczuwa się litość i trwogę, a los bohaterów jest nieodwołalny.
Nie da się czytać takiej literatury stale, ale warto wracać raz po raz, żeby zadziałało katharsis. Po to tę całą kulturę wymyśliliśmy.
6/6
PS. Klasyczna książka, klasyczna płyta. Bo taki mam humor.