Wszędzie sami naziści, czyli “Dramaty. Tom 2” Thomasa Bernharda

Bernhard “Dramaty. Tom 2”Rok z okładem minął od wydania pierwszego tomu Dramatów Bernharda w Czytelniku. Czas na drugą porcję, równie dobrą i równie niepokojącą.

Tym razem książ­ka zaczy­na się pra­wie leciut­ko (przy­naj­mniej jak na Bern­har­da). Far­so­wy z ducha utwór Na szczy­tach panu­je cisza (tro­chę pre­ten­sjo­nal­ny tytuł to cytat z Goethe­go) jest nie­od­par­cie śmiesz­ny. Boha­te­rem jest ostro prze­ry­so­wa­ny mega­lo­man Moritz Meister, któ­ry stał się kla­sy­kiem za życia — napi­sał dzie­ło stu­le­cia. Nie ma miej­sca na pyta­nia, moż­na tyl­ko zamie­rać w pół­nie­mym podzi­wie jak dok­to­rant­ka Pan­na Wer­den­fels, któ­rą zresz­tą Mistrz trak­tu­je jak głu­pią gęś. Meister ple­cie trzy po trzy, a w jego beł­ko­cie tu i ówdzie poja­wia się jakaś treść anty­se­mic­ka. Ot, nazi­stow­ski resen­ty­ment. I tak to jest w Austrii, mówi Tho­mas Bern­hard. Zawsze się komuś coś wymsknie.

W Kome­dian­cie sytu­acja jest znacz­nie gor­sza, bo głów­ny boha­ter — kolej­ny mega­lo­man — mal­tre­tu­je psy­chicz­nie wszyst­kich wokół dla chwa­ły Sztu­ki przez duże S. Sam sie­bie uznał za geniu­sza, na któ­rym świat się jesz­cze nie poznał. Rów­nież on ple­cie andro­ny, mimo że dale­ko mu do Mistrza Morit­za. Pro­blem w tym, że wszyst­kie rela­cje w dra­ma­cie są moc­no prze­mo­co­we. Boha­ter żało­sny, ale krzyw­dy praw­dzi­we. Czy nie tak to zwy­kle bywa?

Naj­waż­niej­szą pozy­cją w tomie jest opus magnum teatral­nej spu­ści­zny Bern­har­da — Plac Boha­te­rów. Tak jak w tek­ście Przed odej­ściem w stan spo­czyn­ku z pierw­sze­go tomu Dra­ma­tów, cho­dzi o nazim. Tam było pra­so­wa­nie spodni do mun­du­ru ofi­ce­ra SS na uro­dzi­ny Him­m­le­ra, teraz jest krzyk ludzi wiwa­tu­ją­cych na cześć Hitle­ra ogła­sza­ją­ce­go w Wied­niu Anschluss w 1938 roku. Sły­szy go pro­fe­so­ro­wa w swo­im miesz­ka­niu z okna­mi na Plac Boha­te­rów, na któ­rym tłum rado­śnie przy­stę­po­wał do Tysiąc­let­niej Rze­szy. Wszyst­kie pozo­sta­łe oso­by dra­ma­tu uwa­ża­ją to za cho­ro­bę psy­chicz­ną. A jed­nak na koniec oka­zu­je się, że z tym krzy­kiem musi zmie­rzyć się publicz­ność — oglą­da­ją­ca spek­takl na sce­nie lub czy­ta­ją­ca tekst w wygod­nym fote­lu. A beł­kot boha­te­rów mówią­cych o tym, że wszę­dzie są nazi­ści sta­je się coraz mniej prze­ry­so­wa­ny. Może to jed­nak nie jest hiperbola?

Tek­sty Bern­har­da są oczy­wi­ście wie­lo­wy­mia­ro­we. Na przy­kład nie­któ­rym z prze­ry­so­wa­nych posta­ci ofia­ro­wał ele­men­ty wła­snej bio­gra­fii (nie­wy­łą­czo­ne świa­tła awa­ryj­ne psu­ją­ce spek­takl w Kome­dian­cie to auten­tycz­na bolącz­ka auto­ra Wyma­zy­wa­nia). Poza tym obse­syj­ne powtó­rze­nia, zna­ne też z pro­zy, czy­nią nawet z naj­bar­dziej żało­snej posta­ci Bern­har­da kogoś w jakimś ułam­ku tra­gicz­ne­go. Ale jak zwy­kle naj­tra­gicz­niej­szy jest los Austrii, w któ­rym tak wie­lu ludzi nie pamię­ta, co robi­ło pod­czas woj­ny, ale jakimś tra­fem spod pra­wie każ­dej sza­fy wysta­ją wyglan­so­wa­ne oficerki.

6/6

PS. Ostat­nio czy­ta­łem przy muzy­ce Igo­ra Pudło (Igor Boxx — pół Skal­pe­la), to teraz zupeł­nie świe­żut­ka, jesz­cze pach­ną­ca far­bą, ele­ganc­ko wyda­na płyt­ka zagra­na w duecie z Maz­zol­lem, tuzem ze sce­ny yas­so­wej. Waż­ne wydaw­nic­two, trze­ba mieć!

Wszę­dzie sami nazi­ści, czy­li “Dra­ma­ty. Tom 2” Tho­ma­sa Bernharda
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: