Nieautoryzowana biografia Toma Waitsa Barneya Hoskynsa (muzyk konsekwentnie odmawiał współpracy) to opasłe tomiszcze, napisane uczciwie i z sercem. Dobrze się czyta, co nie jest w przypadku tego gatunku standardem.
Książkę o Tomie Waitsie zdjąłem z półki kolegi — autora peja Popkultura po trzydziestce. Obaj mamy słabość do Waitsa. Ja całą dyskografię zarżnąłem sobie całkowicie kilkanaście lat temu, gdy słuchałem ochrypłego wariata w kółko. A teraz wyczyn ten poprawiłem, znajdując w tym ogromną przyjemność. Zajęło mi to jakieś pół roku, bo czytałem powolutku, jako pretekst do pobujania sobie po kolei wszystkich albumów, od pierwszego do ostatniego.
I właściwie jakiś czas temu obiecywałem sobie, że nie będę czytał więcej biografii muzycznych, bo są zwykle nudne i przeciętnie napisane, ale:
- Toma Waitsa kocham.
- Lubię książki z wydawnictwa Kosmos Kosmos, o niektórych pisałem (Joy Division, Thelonious Monk kiedyś w “Lizardzie”), o innych nie, ale zaglądam do nich od czasu do czasu (Coltrane według Coltrane’a).
- Lubię przekłady Filipa Łobodzińskiego. Nawet, jeżeli nie są to wiersze i piosenki.
Hoskyns oczywiście, jak to zwykle przy biografiach bywa, zwłaszcza tych zza Oceanu, nadmiernie przegaduje temat, jest obsesyjnie szczegółowy i drobiazgowy. Trudno, przyzwyczailiśmy się. Za to kapitalnie recenzuje każdą płytę, omawiając kolejne piosenki jedna po drugiej — to lubię. Można sobie czytać dwie-trzy strony przez średnio czterdzieści pięć minut, smakując każdy traczek. Co Państwu serdecznie zalecam.
A moją aktualnie ulubioną piosenką (bo to się zmienia) jest cichutkie, oszczędne i piękne Dirt In The Ground, gdzie barokowy tekst spotyka się z jakimś postjazzem, jeżeli coś takiego w ogóle istnieje:
4,5/6