Po niewielkiej, ale cieszącej oko broszurce poetyckiej Tańczę boso wreszcie nadszedł czas na pełnowymiarową książkę poetycką z przekładami piosenek Patti Smith pióra Filipa Łobodzińskiego.
Żeby to było od początku jasne — Nie gódź się to bardzo piękna książka z rockową poezją. Wszystko jest jak trzeba. Wiersze-piosenki zostały przetłumaczone przez Łobodzińskiego tak, jak powinny — z zachowaniem rytmu i piosenkowych fraz, z poszanowaniem rockowej estetyki. Dodajmy do tego przedruki autografów Patti Smith i piękne zdjęcia Stevena Sebringa — wszystko się zgadza. Książkę trzeba mieć w kolekcji, koniec, kropka.
Skoro już ustaliliśmy, że to bardzo piękna książka z rockową poezją, to można trochę pomarudzić. Na co? A, choćby na to, że zestaw tekstów mógłby być jednak trochę szerszy. Oczywiście, że to nie antologia, tylko wybór. A jednak tylko program płyty Horses został przełożony w całości. Dlaczego nie Radio Ethiopia, pod względem literackim jeszcze ciekawsza od Horses, bo naznaczona najmocniej piętnem Rimbauda? I dlaczego komentarze Filipa Łobodzińskiego do piosenek są tym razem tak zdawkowe? Książka z przekładami Dylana wiele zyskiwała na tym, że przypisy były bardzo obszerne, zawsze bardzo ciekawe, a nierzadko też dowcipne. Wiele z nich mogłoby funkcjonować jako anegdoty, a ich lektura była czystą przyjemnością. Tym razem zabrakło chęci. Szkoda.
Tyle pierwszych wrażeń. Wchodzimy głębiej w teksty Patti Smith. I co? Podobnie jak z jej płytami. Są nierówne. Obok absolutnie genialnych (muzycznie — Horses, Radio Ethiopia, tekstowo — różne wiersze z różnych okresów) znajdziemy rzeczy nazbyt napuszone, a nieraz też programowo schematyczne. Te napuszone (np. Land) sprawiały, że Patti Smith szybko zyskała status największej poetki rocka, umieszczanej na piedestale sławy mniej więcej w tym samym miejscu, co Jim Morrison. A te schematyczne, uproszczone (np. People Have The Power) równoważyły artystowską pozę rockandrollowym dystansem. Te właśnie teksty najsłabiej wypadają na papierze.
Wśród nich można jednak znaleźć rzeczy wyjątkowej urody. Co ciekawe, najlepsze literacko teksty wcale nie znalazły się na najbardziej porywających pod względem muzycznym płytach. Weźmy choćby Radio Bagdad — niesamowitą, intensywną poetycką wizję atakowanego podczas wojny w Zatoce Perskiej Iraku. Ten tekst sięga korzeniami wizjonerstwa Ziemi jałowej i swobodnej frazy amerykańskich poetów z pokolenia Ashbery’ego. Wymyśliliśmy zero / ale dla ciebie jesteśmy niczym / jesteśmy twoją arabską nocą koszmarów — tak Patti Smith łączy poezję Eliota z protest songiem. Na papierze czyta się to świetnie, na płycie Trampin’ brzmiało trochę topornie.
Z drugiej strony niektóre teksty Patti Smith pozbawione warstwy muzycznej po prostu tracą sporo urody. Na przykład Gone Again: Sława mija Bóg jest tuż / hołd lasem dłoni składamy Mu. Czy to na pewno ta piękna pieśń z 1996 roku? Trochę niedosytu pozostawiają nawet kultowe Land i Ain’t It Strange. Ale już znikanie Rimbauda w Abisynii (Radio Ethiopia) zyskuje nowy wymiar. Można na nowo, raz jeszcze odkryć dla siebie ten znakomity literacko, poszarpany tekst.
I tak właśnie się czyta Patti Smith z papierowej książki — od przeciętnych wierszy po nagłe olśnienia. Dlatego warto mieć ten tomik i warto do niego czasami zaglądać. Gwarancją dobrej jakości jest piękne wydanie Biura Literackiego i jak zwykle wyjątkowy talent translatorski Filipa Łobodzińskiego.
3,5/5
PS: I na koniec moja ulubiona piosenka Patti Smith o sikaniu do rzeki oraz paru innych, jeszcze ważniejszych sprawach:
PPS: Dzisiaj zdjęcie bez płyty, za to z gazetką, bo tekst wyszedł drukiem w 34. numerze magazynu “Lizard”.