Tak zrobię to Tak. “Ulisses” Jamesa Joyce’a i “Łódź Ulissesa” Macieja Świerkockiego

"Ulisses" i "Łódź Ulissesa"
Nowy przekład Ulissesa autorstwa Macieja Świerkockiego i przewodnik po lekturze wysmażony przez tłumacza wessały mnie na dwa miesiące. Mogłem powiedzieć tylko to, co Molly w ostatnich słowach monologu — tak zrobię to Tak.

Nie ma sen­su pisać kolej­nej recen­zji Ulis­se­sa, bo tego się nie da zre­cen­zo­wać, a zresz­tą już to kie­dyś zro­bi­łem. Mogę tyl­ko podzie­lić się kil­ko­ma impresjami.

Do dzie­ła Joyce’a pod­cho­dzi­łem po raz trze­ci (w cało­ści, bo były też lek­tu­ry frag­men­tów, rów­nież po angiel­sku, ale jestem za cien­ki w uszach). Każ­dy z tych kon­tak­tów był uda­ny, choć ten pierw­szy miał miej­sce tyl­ko dla­te­go, że byłem dzie­więt­na­sto­let­nim nadę­tym bufo­nem, któ­ry pró­bo­wał udo­wod­nić urbi et orbi, że już do tego dorósł, cho­ciaż nie dorósł. Dru­ga lek­tu­ra była już czy­stą przy­jem­no­ścią — peł­ną, satys­fak­cjo­nu­ją­cą, z obiet­ni­cą powro­tu. Do trze­ciej namó­wił mnie Maciej Świer­koc­ki, choć nigdy z nim nie zamie­ni­łem sło­wa — wystar­czy­ła zapo­wiedź nowe­go prze­kła­du wyda­ne­go przez Officynę.

Skrom­ny blo­ga­sek nie jest miej­scem na pogłę­bio­ne ana­li­zy sztu­ki trans­la­tor­skiej, a zresz­tą, co ja się na tym znam, tyle co nic. Jako zwy­kły zja­dacz chle­ba zauwa­ży­łem tyl­ko, że świe­ża wer­sja jest dosad­niej­sza, moc­niej opar­ta na kon­kre­cie, a tym samym też bar­dziej otwar­ta na ero­tycz­ne dwu­znacz­no­ści języ­ka Joyce’a. Czy jest lep­sza od tek­stu Słom­czyń­skie­go? Nie mi to oce­niać, obie są wspa­nia­łe i obie czy­ta się rów­nie dobrze. Wia­do­mo, nowa uwspół­cze­śnio­na, ale w przy­pad­ku Ulis­se­sa nie o to cho­dzi, tyl­ko o smacz­ki. Dosko­na­łym daniem jest lek­tu­ra tych frag­men­tów Łodzi Ulis­se­sa, w któ­rych Świer­koc­ki zesta­wia wybra­ne smacz­ki w inter­pre­ta­cjach Słom­czyń­skie­go, swo­jej, a tak­że auto­rów innych prze­kła­dów, ze szcze­gól­nym wska­za­niem na wło­ski i fran­cu­ski. Plus oczy­wi­ście ory­gi­nał. Crème de la crème.

Świer­koc­ki doko­nał pra­cy tyta­nicz­nej — i przy tek­ście ory­gi­nal­nym, i przy prze­wod­ni­ku po lek­tu­rze. Czap­ki z głów.

A ja przy tej oka­zji odby­łem swo­ją wła­sną podróż po zaka­mar­kach świa­do­mo­ści i pod­świa­do­mo­ści, testo­wa­łem pamięć i wraż­li­wość na szcze­gół, smu­ci­łem się przej­ściem w wiek śred­ni, wiek męski, wiek klę­ski, ucie­ka­łem przed rokiem 2021 w rok 1904, roz­pa­mię­ty­wa­łem nie­po­wo­dze­nia i szu­ka­łem schro­nie­nia przed trau­ma­mi. Oczy­wi­ście, w spo­sób nie­do­sko­na­ły, pro­wi­zo­rycz­ny i powierz­chow­ny. Tak samo, jak robi to Leopold Blo­om, ina­czej niż Mol­ly, cho­ciaż teraz rozu­miem ją lepiej, a zupeł­nie odmien­nie od Ste­fa­na (Ste­phe­na), od któ­re­go się odda­lam metry­kal­nie i któ­ry zaczy­na wzbu­dzać we mnie odczu­cia bar­dziej ojcow­skie, jak w Poldim.

I jesz­cze przy­po­mi­na­łem sobie, jak nie­gdyś wraz z Huber­tem i moją żoną tłu­ma­czy­li­śmy pierw­sze zda­nie Ulis­se­sa przez jakąś godzi­nę w ramach lek­cji angiel­skie­go, a cał­kiem nie­daw­no wspo­mi­na­li­śmy to przy grze Pierw­sze zda­nia — przy­miot­nik sta­tecz­ny zawsze już będzie ozna­czał Mul­li­ga­na (u Świer­koc­kie­go zwa­ne­go Gogu­siem), choć tym razem jest bar­dziej napu­szo­ny. Pulch­ny bez zmian. Zdrów­ko, Hubercie!

Dodam do tego, że nowy prze­kład Ulis­se­sa czy­ta­łem mniej wię­cej rów­nym tem­pem z innym przy­ja­cie­lem, Bar­to­szem, z któ­rym wymie­ni­li­śmy masę SMS-ów i wia­do­mo­ści na mesen­dże­rze, opar­tych głów­nie na cyta­tach i alu­zjach z powie­ści. Tych wia­do­mo­ści nie poka­żę niko­mu, bo bar­dzo dużo o nas mówią. Sami sobie znajdź­cie takich przyjaciół.

A że Bar­tosz świę­tu­je wła­śnie wyda­nie ostat­nie­go (nie­ste­ty) mate­ria­łu zespo­łu Arty­ku­ły Rol­ne, zapra­szam do wysłu­cha­nia pio­sen­ki W pią­tek wie­czo­rem, któ­rej robo­czy tytuł brzmiał Spa­cer z Pio­trem. To była nasza wędrów­ka po Pozna­niu, jak Blo­oma z Deda­lu­sem po Dubli­nie, choć żaden z nas nie jest Ste­fa­nem (Ste­phe­nem), a każ­dy jest tro­chę Leopol­dem, cho­ciaż też nie do koń­ca. Wszyst­ko było wte­dy zamknię­te poza Żab­ka­mi, a my roz­ma­wia­li­śmy o tym, że nam się nie chce, że nie ma gdzie wyje­chać, a tak­że tro­chę o lite­ra­tu­rze, bo zawsze roz­ma­wia­my rów­nież o niej. Bo Tak.

6/6

Tak zro­bię to Tak. “Ulis­ses” Jame­sa Joyce’a i “Łódź Ulis­se­sa” Macie­ja Świerkockiego
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: