Jak nie skorzystałem z edukacji seksualnej w szkole, czyli „Zobaczyć łosia” Agnieszki Kościańskiej

Zobaczyć Łosia recenzja

Koń­czy­łem szko­łę śred­nią w dru­giej poło­wie lat dzie­więć­dzie­sią­tych. Podob­no strasz­nie nas wte­dy demo­ra­li­zo­wa­li, w tej dru­giej poło­wie lat dzie­więć­dzie­sią­tych. Edu­ka­cję sek­su­al­ną do szkół wpro­wa­dza­li, mastur­ba­cji uczy­li, do abor­cji zachę­ca­li. Filo­zo­fia gen­der rosła w siłę, a razem z nią zepsu­cie i upa­dek moral­ny. Nie to co teraz, gdy Pol­ska wsta­ła z kolan.

W samym środ­ku tego zepsu­cia, a dokład­niej chy­ba w 1998 albo 1999 roku uda­ło mi się wziąć udział w jedy­nych w moim życiu zaję­ciach z edu­ka­cji sek­su­al­nej. Bo tak się wte­dy chy­ba ten przed­miot nazy­wał. Potem szyb­ko został prze­mia­no­wa­ny na wycho­wa­nie do życia w rodzi­nie, jak­by seks poza rodzi­ną nie ist­niał. Szczę­ściarz ze mnie.

Cie­szy­łem się, że będzie oka­zja, by dowie­dzieć się tego i owe­go od kom­pe­tent­nej oso­by. Bo jak dotąd, edu­ka­cja sek­su­al­na ogra­ni­czy­ła się do fil­mu ani­mo­wa­ne­go pusz­czo­ne­go nam z kase­ty video pod koniec pod­sta­wów­ki (ośmio­let­niej). Ten film tłu­ma­czył róż­ne waż­ne dla dora­sta­ją­cych dzie­cia­ków spra­wy zwią­za­ne z doj­rze­wa­niem płcio­wym, ale zapa­mię­ta­łem głów­nie frag­ment, w któ­rym chło­piec mastur­bo­wał się pod koł­der­ką, panicz­nie bojąc się zemsty Pana Boga ze ten nie­god­ny czyn. Chy­ba wszy­scy się tego bali­śmy. Pani kate­chet­ka przy­go­to­wu­ją­ca nas do pierw­szej komu­nii dobrze się o to postarała.

Teraz mia­ło być na serio. Nor­mal­ne, poważ­ne zaję­cia z edu­ka­cji sek­su­al­nej. Nie otrzy­ma­łem na nich odpo­wie­dzi na żad­ne pyta­nie, bo zaczę­li­śmy od tego, że na kart­ce trze­ba było nary­so­wać dom. Z cze­go skła­da się dom? Ma okna, drzwi, dach, ścia­ny. A co jest naj­waż­niej­sze? Fun­da­men­ty. A co jest naj­waż­niej­szym fun­da­men­tem? Miłość. Wia­do­mo, że miłość, tego dowie­dzia­łem się już wcze­śniej z ksią­żek. Ale o sek­sie nie powie­dzie­li­śmy sobie nicze­go. Ani o anty­kon­cep­cji, ani o cho­ro­bach, ani o homo­sek­su­ali­zmie, ani nawet o tej mastur­ba­cji nie­szczę­snej. Zosta­ły nam świersz­czy­ki i groź­nie kiwa­ją­cy pal­cem Pan Bóg pod sufitem.

A tak poważ­nie — rze­czy­wi­stą wie­dzę na temat tego, skąd się bie­rze czło­wiek czer­pa­li­śmy wyłącz­nie z maga­zy­nu “Bra­vo”, seria­lu Było sobie życie i z począt­ku kome­dii I kto to mówi. Tyl­ko tam mówi­ło się o “tych spra­wach” bez pruderii.

Bravo - prawdziwy podręcznik do edukacji seksualnej w latach 90
Bra­vo — praw­dzi­wy pod­ręcz­nik do edu­ka­cji sek­su­al­nej w latach 90. Źró­dło: Wikipedia

Wszy­scy zmar­no­wa­li­śmy szan­sę na porząd­ną, pozba­wio­ną uprze­dzeń edu­ka­cję sek­su­al­ną, a Agniesz­ka Kościań­ska w książ­ce Zoba­czyć łosia. Histo­ria pol­skiej edu­ka­cji sek­su­al­nej od pierw­szej lek­cji do inter­ne­tu bar­dzo wyczer­pu­ją­co tłu­ma­czy, jak to się sta­ło. Autor­ka ana­li­zu­je roz­wój postę­po­wej myśli w pol­skiej oświa­cie i kul­tu­rze od cza­sów Boya po naj­now­sze gen­der stu­dies i zesta­wia doro­bek naszych edu­ka­to­rów ze zdo­by­wa­ją­cą ostat­nio pro­wa­dze­nie opcją kon­ser­wa­tyw­ną. Wnio­ski nasu­wa­ją się same – już od koń­ca lat 80. obroń­cy moral­no­ści rośli w siłę, a teraz, wraz ze zwy­cię­stwem pra­wi­cy, wresz­cie prze­szli do main­stre­amu poli­tycz­ne­go. Może się zatem oka­zać, że moje ryso­wa­nie fun­da­men­tów wca­le nie było wstę­pem do lep­szej edu­ka­cji sek­su­al­nej, tyl­ko nie­uda­ną lek­cją prze­pro­wa­dzo­ną w szczy­to­wym momen­cie okre­su chwi­lo­wej libe­ra­li­za­cji pol­skiej oświaty.

Wiem, że są u nas zna­ko­mi­ci edu­ka­to­rzy, któ­rzy wyko­nu­ją napraw­dę gigan­tycz­ną pra­cę, mimo tego, że ich przed­miot nie nazy­wa się już edu­ka­cją sek­su­al­ną, lecz wpro­wa­dze­niem (zawsze się prze­ję­zy­czam i mówię wdro­że­niem, jak do jakiejś cięż­kiej pra­cy) do życia w rodzi­nie. Wiem, że ci nauczy­cie­le nie ogra­ni­cza­ją się do ryso­wa­nia domu i pusz­cza­nia kre­skó­wek. I wiem, że nie mają łatwe­go zada­nia, by utrzy­mać wyso­ki poziom dys­ku­sji. O tym też Kościań­ska pisze bar­dzo obszernie.

W książ­ce Kościań­skiej bar­dzo moc­no zazna­czo­na jest potrze­ba doj­rza­łe­go dys­kur­su mię­dzy dobrze wykształ­co­ny­mi, doświad­czo­ny­mi edu­ka­to­ra­mi sek­su­al­ny­mi i otwar­ty­mi na wymia­nę poglą­dów przed­sta­wi­cie­la­mi Kościo­ła oraz ruchów pro-life. Bo wymia­na myśli sprzy­ja zro­zu­mie­niu wza­jem­nych postaw, ze wszyst­ki­mi nadzie­ja­mi i oba­wa­mi. Taki dys­kurs już się poja­wiał – np. na łamach „Wię­zi” i „Prze­glą­du Powszech­ne­go”. Ale teraz kli­mat poli­tycz­ny raczej nie sprzy­ja dialogowi.

Książ­ka Kościań­skiej pew­ne tego nie zmie­ni. Ale poma­ga zro­zu­mieć przy­czy­ny pro­ble­mu – kul­tu­ro­we, socjo­lo­gicz­ne, poli­tycz­ne. Ana­li­zu­je tre­ści pod­ręcz­ni­ków do wude­że­tu, poka­zu­je ewo­lu­cję podej­ścia do edu­ka­cji sek­su­al­nej wśród naszych rodzi­mych sek­su­olo­gów (m.in. u Lew-Starowicza), wska­zu­je świa­teł­ka w tune­lu. Dla­te­go Zoba­czyć łosia to bar­dzo waż­na pozy­cja wśród wyda­wa­nych ostat­nio publi­ka­cji poświę­co­nych edu­ka­cji. Może jesz­cze nie będzie aż tak źle, jak się zapowiada?
4/5

Jak nie sko­rzy­sta­łem z edu­ka­cji sek­su­al­nej w szko­le, czy­li „Zoba­czyć łosia” Agniesz­ki Kościańskiej
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: