Rosja bez cenzury, czyli “Przyszło nam tu żyć” Jeleny Kostiuczenko

Kostiuczenko
Kilkanaście reportaży rosyjskiej dziennikarki śledczej, Jeleny Kostiuczenko, właśnie wyszło w polskim przekładzie nakładem Czarnego. To dobra robota dziennikarska i garść niepokojących sygnałów z Rosji.

Nie­po­ko­ją­cych, bo sku­pia­ją­cych się albo na pato­lo­giach spo­łecz­nych (prze­moc, pro­sty­tu­cja, nar­ko­ty­ki, gang­ster­ka, homo­fo­bia), albo na kon­flik­tach zbroj­nych (Cze­cze­nia, Don­bas). Nawet w tym dru­gim przy­pad­ku Jele­na Kostiu­czen­ko naj­bar­dziej zain­te­re­so­wa­na jest per­spek­ty­wą ludz­ką. Nie pisze wiel­kiej histo­rii, tyl­ko roz­ma­wia z ofia­ra­mi — zwy­kły­mi ludź­mi pró­bu­ją­cy­mi żyć w wio­sce w pobli­żu Doniec­ka, dziew­czy­na­mi szu­ka­ją­cy­mi ciał swo­ich chło­pa­ków, któ­rzy dobro­wol­nie poje­cha­li do Don­ba­su. A tak­że mat­ka­mi dzie­ci zamor­do­wa­nych w szko­le w Bie­sła­nie (wstrzą­sa­ją­cy tekst Sny Bie­sła­nu).

Kostiu­czen­ko sta­ra się uni­kać stron­ni­czo­ści, ale do swo­ich roz­mów­ców pod­cho­dzi ze współ­czu­ciem. Tym współ­czu­ciem, o któ­re nawo­ły­wa­ła ostat­nio Olga Tokar­czuk w Sztok­hol­mie. Może to zabrzmieć try­wial­nie, ale rze­czy­wi­ście to wła­śnie ta ludz­ka, współ­czu­ją­ca posta­wa sta­no­wi o sile repor­ta­żu Jele­ny Kostiuczenko.

Nie­po­ko­ją­cy wize­ru­nek współ­cze­snej Rosji bie­rze się nie tyl­ko z tego, że jeste­śmy świad­ka­mi odra­dza­nia się zim­no­wo­jen­nej reto­ry­ki (aku­rat o tym jest u Kostiu­czen­ko raczej mało), lecz raczej z nie­mal dys­to­pij­nych obra­zów, jakie tu i ówdzie uka­zu­ją się w tomie Przy­szło nam tu żyć. Wystar­czy przy­kład mło­dych męż­czyzn, któ­rzy dobro­wol­nie idą na nie­ofi­cjal­ne misje w Don­ba­sie, choć zda­ją sobie spra­wę z tego, co ich tam cze­ka, bo mają już wojen­ne doświad­cze­nia (tyl­ko tacy byli wer­bo­wa­ni do sze­re­gów zie­lo­nych ludzi­ków). Dla­cze­go się na to godzi­li? Z bie­dy i poczu­cia, że zupeł­nie nic ich nie cze­ka. A tam pła­cą i coś się przy­naj­mniej dzieje.

Myśli­cie, że wie­lu było­by takich ochot­ni­ków, gdy­by wybu­cha­ły kolej­ne dziw­ne woj­ny na rubie­żach daw­ne­go impe­rium? Bo ja jestem o tym prze­ko­na­ny. Ta świa­do­mość nie wpły­wa dobrze na samopoczucie.

Choć­by dla takich prze­my­śleń war­to te nie­ła­twe w odbio­rze, nie­przy­jem­ne repor­ta­że prze­czy­tać. Cho­ciaż zbiór jest nie­rów­ny. Obok tek­stów bar­dzo waż­nych i elek­try­zu­ją­cych (Sny Bie­sła­nu, Tra­sa poka­zu­ją­ca jed­ną noc z życia pro­sty­tu­tek, dwa tek­sty o poli­cji — wydzia­le śled­czym i dro­gów­ce, a przede wszyst­kim dwa repor­ta­że o kon­flik­cie w Doniec­ku), znaj­du­ją się też arty­ku­ły mniej wybit­ne, takie doraź­nie gaze­to­we (np. o opusz­czo­nym szpi­ta­lu i jego rezy­den­tach). Mimo wszyst­ko, war­to przej­rzeć całość. Bo to Rosja bez cen­zu­ry i myślę, że Puti­no­wi i jego par­tii wca­le się te repor­ta­że nie podo­ba­ły, gdy uka­zy­wa­ły się w rosyj­skich czasopismach.

3,5/5

PS. Książ­kę czy­ta­łem m. in. przy nowej pły­cie Valéra Miko (Hevhe­tia), któ­rej jakoś cią­gle nie widać w stri­min­gach. A szko­da, bo jest dużo lep­sza od debiu­tu. Zna­la­złem za to taki pięk­ny kon­cert w bra­ty­sław­skiej księ­gar­ni — to się może spodo­bać wszyst­kim książ­ko­wym zakupoholikom:

Rosja bez cen­zu­ry, czy­li “Przy­szło nam tu żyć” Jele­ny Kostiuczenko
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: