Zapiski z podróży, czyli “Dziennik 1957–1966” Sándora Máraiego

Marai Dziennik 1957-1966 recenzja
Trzeci tom Dziennika Sándora Máraiego zawiera szeroki wybór zapisków z lat 1957–1966, czyli niezbyt dobrego okresu w jego twórczości, ale chyba trochę lepszego w życiorysie. Mistrz coraz lepiej odnajduje się na emigracji, choć wciąż narzeka.

Pierw­szy i dru­gi tom Dzien­ni­ka Mára­ie­go wła­ści­wie same wpa­dły mi w ręce (dzię­ki, Hubert!), a na trze­ci już cze­ka­łem. To cie­ka­we doświad­cze­nie — zosta­łem cał­ko­wi­cie pochło­nię­ty przez dzien­nik inte­lek­tu­al­ny genial­ne­go pisa­rza, jed­ne­go z naj­więk­szych i naj­waż­niej­szych, z któ­re­go poglą­da­mi zazwy­czaj się bar­dzo nie zgadzam.

Márai był dość kon­se­kwent­ny w swo­ich katolicko-konserwatywnych poglą­dach: gło­so­wał na repu­bli­ka­nów, w hipi­sach pro­te­stu­ją­cych prze­ciw woj­nie w Wiet­na­mie widział ofia­ry komu­ni­stycz­nej pro­pa­gan­dy, a zwy­cię­stwo Kennedy’ego w wybo­rach uznał za pro­roc­two prze­ję­cia świa­ta przez Sowie­tów, a w kon­se­kwen­cji zapo­wiedź III woj­ny świa­to­wej. Z dru­giej stro­ny, jego sądy na temat kul­tu­ry, archi­tek­tu­ry i lite­ra­tu­ry cha­rak­te­ry­zu­ją się zdu­mie­wa­ją­cą prze­ni­kli­wo­ścią i zna­ko­mi­tym sma­kiem. Wszyst­ko to spra­wia, że od lek­tu­ry Dzien­ni­ka 1957–1966 trud­no się ode­rwać. Lubię w ten spo­sób nie zga­dzać się z pisarzem.

Spisek przeciw światu

W trze­cim tomie na szczę­ście mniej jest poli­ty­ki i kazań o cha­rak­te­rze reli­gij­nym, a wię­cej zapi­sków z podró­ży. Węgier­ski pisarz na emi­gra­cji co praw­da nigdy nie pogo­dził się z utra­tą ojczy­zny, ale jed­nak po kil­ku latach spę­dzo­nych w Ame­ry­ce zaczął się tro­chę z Nowym Świa­tem oswa­jać. Mało tego, nawet zro­bił sobie dłuż­szą wyciecz­kę po Sta­nach i Mek­sy­ku. Rela­cje z dwóch podró­ży — po Ame­ry­ce i Euro­pie — sta­no­wią naj­cie­kaw­sze par­tie tego tomu. Peł­ne inspi­ru­ją­cych spo­strze­żeń doty­czą­cych współ­cze­snej kul­tu­ry i kon­dy­cji ludz­kiej, a jed­no­cze­śnie moc­no osa­dzo­ne w realiach, z nie­mal foto­gra­ficz­ną dba­ło­ścią o detal. Pierw­sza z tych podró­ży wła­ści­wie mogła­by sta­no­wić osob­ną ksią­żecz­kę, dobrze kore­spon­do­wa­ła­by z Serią Ame­ry­kań­ską Czar­ne­go. To napraw­dę pory­wa­ją­ca relacja.

Cho­ciaż gdy­by się tak głę­biej zasta­no­wić, to cały Dzien­nik Mára­ie­go sta­no­wi bar­dzo roz­bu­do­wa­ny zbiór zapi­sków z podró­ży. Bo pisarz nigdzie nie czuł się do koń­ca w domu — ani w Nowym Jor­ku, ani w San Fran­ci­sco, ani w Euro­pie Zachod­niej. Jego dom został po dru­giej stro­nie żela­znej kur­ty­ny i stąd ten resen­ty­ment spra­wia­ją­cy, że Márai wszę­dzie widział komu­ni­stycz­ny spi­sek prze­ciw świa­tu. A może jest w tym jakaś bar­dziej uni­wer­sal­na kon­dy­cja wschod­nio­eu­ro­pej­skie­go inte­lek­tu­ali­sty w cza­sach zim­nej wojny?

O patriotyzmie i nacjonalizmie

Bo w Dzien­ni­ku Sán­do­ra Mára­ie­go pra­wi­co­wy kon­ser­wa­tyzm jesz­cze nie musi być mylo­ny z nacjo­na­li­stycz­nym szo­wi­ni­zmem. Wręcz prze­ciw­nie — Márai czę­sto mówi o faszy­zmie i bol­sze­wi­zmie jako o dwóch stro­nach tego same­go meda­lu. Po prze­ciw­nej stro­nie jest praw­dzi­wy patrio­tyzm, czy­li umi­ło­wa­nie naro­du, prze­ja­wia­ją­ce się przede wszyst­kim poprzez kul­tu­rę. Patrio­ta lubi to, co jego. Nacjo­na­li­sta zazdro­ści tego, co cudze. Trud­no się nie zgodzić.

I tak się ten dzien­nik czy­ta — tu i ówdzie kłó­cąc się z pisa­rzem, ale życzył­bym sobie wię­cej spo­rów świa­to­po­glą­do­wych w takim tonie i z takim dys­ku­tan­tem. Nie­ste­ty, na co dzień mamy zupeł­nie inny poziom deba­ty poli­tycz­nej, od Twit­te­ra po tele­wi­zję. Dla­te­go będę wypa­try­wał kolej­nych dwóch tomów Dzien­ni­ka Máraiego.

(ostat­nio zre­zy­gno­wa­łem z gwiaz­dek przy tym dzien­ni­ku, więc zno­wu bez gwiazdek)

PS. Książ­kę czy­ta­łem głów­nie przy mło­dym pol­skim i sło­wac­kim jaz­zie, dla­te­go na zdję­ciu pły­ty z Audio Cave i Hevhe­tii. Ten dru­gi label mie­ści się w Koszy­cach, czy­li w rodzin­nym mie­ście pisa­rza. I jest świet­ny, posłu­chaj­cie choć­by Ani Rybac­kiej, Agi Der­lak, Davi­da Kol­la­ra i Amber Haze.

Zapi­ski z podró­ży, czy­li “Dzien­nik 1957–1966” Sán­do­ra Máraiego
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: