Kordian w Teatrze Polskim w Poznaniu prowokuje i na pewno nie spodoba się wszystkim. Jest pocięty, pastiszowy, z dopisanymi partiami, momentami publicystyczny, a jednocześnie ironiczny i dyskursywny. Może to najlepszy sposób na dramat romantyczny w czasach Netflixa.
Od razu uprzedzam — nie znam się na teatrze zbyt dobrze. Ale znam się na literaturze, także tej okresu romantyzmu. Gdzieś tam w opisach do bloga wrzucałem takie zdanie, w którym buńczucznie deklarowałem, że romantyzmu u mnie nie będzie. No ale co zrobić, skoro najmocniejsze tytuły w poznańskich teatrach to reinterpretacje dzieł Słowackiego. Czasami trzeba się z wieszczami przeprosić.
Wrzeszczeć ciszej
To nie jest tak, że nie lubię się z Mickiewiczem i Słowackim. Po prostu nie po drodze mi z czytaniem wieszczów na kolanach. Równie daleko mi do przebierania ich w skórzane kurtki albo wsadzania ich w glamrockowe buty na koturnach — i z tego powodu rozczarował mnie Beniowski w Nowym, choć wiązałem z nim spore nadzieje. Okazało się, że Beniowski został wywrzeszczany, a co najgorsza — wyleciały właściwie wszystkie dygresje, a zachowała się fabuła, pretekstowa przecież. Kordianowi w Polskim przyświecała dokładnie odwrotna filozofia: jakieś dwie trzecie tekstu poszły do kosza, zatem kto nie czytał w liceum, ten w ogóle nie załapie, o co chodzi w tej historii. Za to podkreślona została istota tego niełatwego i nieoczywistego dramatu romantycznego, jego szalenie inteligentna ironia.
Za przykład może posłużyć scena z papieżem, zupełnie okaleczona z tekstu. Kordian nie mówi ani słowa, a niezrozumiale mamroczący, trzęsący ręką papież (nasz papież?) to kwintesencja sensu tego fragmentu utworu Słowackiego. Zabrakło papugi gadającej o winie lacryma Christi — szkoda, pasowałaby do białego misia, Winkelrieda narodów.
Siksa Winkelriedem narodów
Kordianowi według Skrzywanka oberwało się w recenzjach za to, że jest bardziej zbiorem memów niż teatrem. Na przykład w Głosie Wielkopolskim, w którym skrytykowany został włączony do Kordiana feministyczny performans Alex Freiheit, częściej drażniącej konserwatywyną publiczność jako Siksa. A ja stałem się fanem Siksy-Kordianki, która jest jakimś pomysłem na przezwyciężenie niemocy i słabości Kordiana. Bohater Słowackiego cierpiał na szczególną narodową przypadłość, objawiającą się połączeniem przerośniętego ego z niezdolnością do czynu. Siksa umie lepiej, bo Siksa odczuwa autentyczny gniew. I umie go wykrzyczeć tak, by inni słuchali.
To duża sztuka, bo zasadniczo w teatrze jest za dużo krzyku. To, co kiedyś było wysokim C, takim nieznośnym teatralnym nadęciem, zamieniło się w krzyk. Skrzywanek potrafi umiejętnie dozować wrzask, dzięki czemu intensyfikuje wymowę całości. Na przykład scena z Wiolettą grana jest cicho, beznamiętnie, i dlatego przekonywająco. Alex Freiheit odgrywa rolę Wioletty tak, jakby cierpiała na zespół Aspergera — i dobrze, przecież w tej scenie chodziło tylko o pieniądze Kordiana. Gdy ta sama Alex Freiheit zamienia się w Siksę-Kordiankę, jej wrzask naprawdę mógłby zabić cara. Dla jednych to zepsucie teatru doraźną publicystyką, dla innych twórcze wykorzystanie otwartej koncepcji dramatu romantycznego, ze szczególną rolą ironii. Ja to kupuję.
Ironia romantyczna A.D. 2018
To, co w Kordianie według Jakuba Skrzywanka najważniejsze, rozgrywa się zupełnie poza tekstem Słowackiego. Na przykład Przygotowanie tym razem wypełnia list Prezydenta RP Andrzeja Dudy przysłany Teatrowi Polskiemu z wyjaśnieniem, dlaczego Prezydent przyjechać nie może. List tak doskonale pasujący do całości spektaklu, że można by go pomylić z tekstem dopisanym przez Skrzywanka do oryginalnego dramatu Słowackiego. Poza kurtuazyjnym wykrętem, że sprawy głowy państwa zatrzymują i tak dalej, znalazła się w nim radosna pochwała sztuki patriotycznej i szczególnej roli literatury w krzewieniu odbudowy moralnej narodu. Prezydent Andrzej Duda nawet dodał, że trzeba nam właśnie takich Kordianów.
Tak, właśnie tych niezdecydowanych, skazanych na klęskę Kordianów trzeba nam najbardziej.
Słowacki — bez ocen, bo jak tak można
Skrzywanek — 4,5/5