Polska znowu wielka, czyli “Jak zawsze” Zygmunta Miłoszewskiego

Miłoszewski Jak zawsze recenzja
Książka z niby-Warszawą bez Pałacu Kultury i biustem w gorsecie na okładce bombarduje swoją obecnością zewsząd — od Instagrama po Biedronkę. I w sumie nie przeszkadza mi to, bo Jak zawsze Miłoszewskiego to pop, ale dobry.

Cho­ciaż wca­le nie musia­ło tak być. Osią fabu­lar­ną powie­ści Jak zawsze są losy sta­re­go dobre­go mał­żeń­stwa, któ­re z nie­wy­ja­śnio­nych powo­dów cofa się w cza­sie do lat swo­jej mło­do­ści. A że rze­czy­wi­stość jest tro­chę znie­kształ­co­na (inna topo­gra­fia mia­sta, inna histo­ria, inny ustrój poli­tycz­ny), boha­te­ro­wie czu­ją się jak Mar­ty McFly w Powro­cie do przy­szło­ści. Oczy­wi­ście Miło­szew­ski sta­wia na kar­tę sentymentalno-erotyczną, co praw­do­po­dob­nie decy­du­ją­co wpły­wa na popu­lar­ność wśród czy­tel­ni­ków (pew­nie film też kie­dyś będzie), ale nie speł­nia ocze­ki­wań tych, któ­rzy ucie­szy­li­by się z posze­rze­nia gra­nic książ­ki w stro­nę społeczno-politycznej fan­ta­sty­ki. To zna­czy tro­chę tej fan­ta­sty­ki jest, ale chcia­ło­by się więcej.

W efek­cie Miło­szew­ski oscy­lu­je gdzieś pomię­dzy Spi­skiem prze­ciw­ko Ame­ry­ce Phi­li­pa Rotha i Spóź­nio­ny­mi kochan­ka­mi Wil­lia­ma Whar­to­na. W dodat­ku kart­ko­wa­ny­mi przez Micha­ela J. Foxa razem z alma­na­chem spor­to­wym. Jak się to czy­ta? Zna­ko­mi­cie, gdy górę bie­rze Roth (u nie­go czy­ta­li­śmy o alter­na­tyw­nej histo­rii Sta­nów Zjed­no­czo­nych z faszy­sta­mi u wła­dzy, u Miło­szew­skie­go wpa­da­my w uza­leż­nie­nie od Pary­ża zamiast od Moskwy), a tak sobie, kie­dy jed­nak Whar­ton. Chy­ba robię się coraz bar­dziej uczu­lo­ny na sentymentalizm.

Miło­szew­ski wyprze­dza swo­ich lite­rac­kich kon­ku­ren­tów i zgar­nia całą staw­kę ze sto­łu, bo ma poczu­cie humo­ru. Okra­sza powieść bon mota­mi jak z memów inter­ne­to­wych (np. niby żyjesz, ale w stycz­niu, w Euro­pie Wschod­niej, co to war­te takie życie?) i robi to z wdzię­kiem. W dodat­ku inte­li­gent­nie wpla­ta w alter­na­tyw­ną histo­rię Pol­ski alu­zje do IV RP.

I tak Gie­rek, któ­ry u Miło­szew­skie­go jest opo­zy­cjo­ni­stą z pre­ten­sją do prze­ję­cia wła­dzy poprzez zamach sta­nu, mówi para­fra­za­mi z Kaczyń­skie­go: I przyj­dzie wiel­ka klę­ska tych, któ­rzy nie­na­wi­dzą, któ­rzy w grun­cie rze­czy nie­na­wi­dzą Pol­ski, bo o to cho­dzi, oni nie­na­wi­dzą Pol­ski, ale Pol­ska zwy­cię­ży! A hasło wybor­cze Donal­da Trum­pa prze­wrot­nie wpa­da w usta Jaru­zel­skie­go: A jak wam się podo­ba hasło „uczyń­my Pol­skę zno­wu wiel­ką”? Woj­tek Jaru­zel­ski mi to wymyślił.

Wisien­ką na tor­cie jest moder­ni­stycz­na War­sza­wa odbu­do­wa­na po woj­nie na modłę fran­cu­ską, a nie radziec­ką. Czy­li na gru­zach get­ta sta­ją mura­now­skie blo­ki, ale tro­chę inne niż praw­dzi­we, bliż­sze ory­gi­nal­nym kon­cep­cjom Le Cor­bu­sie­ra. Jak zwy­kle zwy­cię­ża­ją byle­ja­kość i pośpiech, dla­te­go Le Cor­bu­sier pozy­wa Pol­skę o znie­sła­wie­nie. Coś pięknego.

Taki pop lubię bar­dzo i podo­ba mi się, jak wła­śnie taki pop krzy­czy do mnie z kosza w Bie­dron­ce. Mogło­by być wię­cej takie­go popu, bo zazwy­czaj gnio­tą się tam gor­sze książ­ki. A gdy­by tak jesz­cze tro­chę skró­cić powieść Miło­szew­skie­go, jesz­cze tro­chę odchu­dzić z sen­ty­men­ta­li­zmu i wyde­sty­lo­wać esen­cję, wyszło­by to pol­skiej lite­ra­tu­rze main­stre­amo­wej na dobre. Ale i tak są prop­sy, tyl­ko cze­kać na film, bo aż się prosi.

3,5/5

A w bonu­sie prze­ro­śnię­ty nasto­la­tek, czy­li Mar­ty McFly w tro­chę innej rze­czy­wi­sto­ści alternatywnej.

Pol­ska zno­wu wiel­ka, czy­li “Jak zawsze” Zyg­mun­ta Miłoszewskiego
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: