Powieść biograficzna niby nie należy do gatunków reprezentujących wyżyny epiki, ale Škvorecký najwyraźniej jest cudotwórcą. Jego książka o Dvořáku to majstersztyk.
Utwór Škvorecký’ego skupia się na amerykańskim epizodzie w biografii Dvořáka. Jego trzyletni pobyt w USA owocował symfonią Z Nowego Świata, uważaną za ekstrakt muzyki europejskiej (neoromantycznej) po przeniesieniu na amerykański grunt. Najgłębsze warstwy powieści odsłaniają niuanse towarzyszące wprowadzanym tematom, np. starej niewolniczej pieśni, która miała posłużyć jako budulec w temacie przewodnim Largo (choć wszyscy myśleli, że to głosy prerii). Škvorecký’ego jednak jak zwykle najbardziej interesują kwestie towarzysko-erotyczne, które też jak zwykle służą jako pretekst do ukazania świata w całej jego złożoności, niczym Joyce z Proustem. I tu tkwi arcydzielność powieści.
Czytamy zatem o skomplikowanych relacjach towarzyskich nowojorskiej socjety związanej z kulturą muzyczną, ale też pojawiają się piękne reminiscencje z życia na Starym Kontynencie. Są oczywiście rozlegle prowadzone wątki miłosne, rozpisane na kilkoro bohaterów (najwyborniejszy jest związany z Otylką, córką kompozytora). Można tę książkę czytać jako tekst o rasizmie. I tu nasuwa się szereg pytań. Dlaczego krytycy z uporem umniejszali rolę innych niż europejskie wpływów w IX Symfonii? Dlaczego bohaterowie z uporem używają słów Murzyn i Indianin, chyba już w czasach powstawania tej powieści uważanych za obraźliwe? A przecież sam Mistrz Dvořák przybywa z Europy pełen rasowych uprzedzeń!
Ponadto tekst jest świetny literacko. Niemal każdy z epizodów prowadzony jest przez innego narratora personalnego, bezpośrednio lub pośrednio związanego z życiem Dvořáka w Stanach Zjednoczonych (kilkakrotnie pojawia się jego amerykańska chlebodawczyni), co daje efekt świeżości przy każdym kolejnym rozdziale. Epizod, w którym czytamy o upojnej nocy spędzonej przy ponad dwudziestu (!) szklankach podwójnej whiskey wypitych w wielu rozmaitych lokalach przypomina najbardziej gargantuiczne opisy z Czułego barbarzyńcy Hrabala. A scena, w której ława przysięgłych wypija beczkę nielegalnego piwa, nie osiągnąwszy jednomyślności co do spożywanego napoju? Coś pięknego. I nawet, jeżeli niektóre ustępy są po amerykańsku przegadane, Škvorecký i tak finalnie wygrywa, bo całość stanowi urzekającą panoramę życia u schyłku XIX wieku.
I na koniec uroczy fragment z listu czeskiej Amerykanki Rosie (która dość szybko zapomniała wielu ojczystych leksemów) do jej przyjaciółki z kraju lat dziecinnych:
Ale to wrzuć do pieca NA PEWNO for siur! Bo Fadr się będzie skerował, żebym w Szikejgo nie straciła panieństwa!
Well, moja złota, to już się nie może stać.
Ale tutaj tak się wcale tego nie traktuje jak w Kobylich Łąkach.
5/6