Płynna transnowoczesność, czyli “Przejście” Pajtima Statovci

Przejście
Przejście Statovci jest powieścią o poszukiwaniu tożsamości, seksualności, własnego kąta na świecie. Ciekawa pod względem socjologicznym, literacko nierówna.

Już sama oso­ba pisa­rza jest inte­re­su­ją­ca — niby to pisarz fiń­ski, a jed­nak syn imi­gran­tów z Koso­wa. Jego rodzi­ce ucie­kli do Fin­lan­dii, gdy miał dwa lat­ka, zatem autor został ukszał­to­wa­ny już w kul­tu­rze pół­noc­nej (co chy­ba czuć w sty­lu pro­zy, po skan­dy­naw­sku intro­wer­tycz­nej), a jed­nak w powie­ści poja­wia się utra­co­ne Połu­dnie. Tro­chę jako miej­sce nie­przy­ja­zne inno­ści, maczy­stow­skie. A tro­chę jako baj­ka opo­wia­da­na przez ojca. Te baj­ki są okrut­ne, ale też uwo­dzą­co kolorowe.

Głów­nym boha­te­rem jest trans­sek­su­ali­sta (uży­wam for­my męskiej, bo bohater-narrator wypo­wia­da się w pierw­szej oso­bie rodza­ju męskie­go, cho­ciaż cza­sa­mi mówi, że czu­je się kobie­tą), ucie­ki­nier z Alba­nii. Po dro­dze zali­cza kil­ka państw — Wło­chy, Hisz­pa­nię, Sta­ny. Wresz­cie lądu­je w spo­koj­niej­szej i bar­dziej tole­ran­cyj­nej Finlandii.

Nie sama podróż jest tu jed­nak cie­ka­wa, ile zmia­ny toż­sa­mo­ści, prze­szło­ści, imion. Boha­ter czę­sto posłu­gu­je się fał­szy­wy­mi bio­gra­fia­mi. Na przy­kład w Hisz­pa­nii uda­je, że jest z Włoch. Mówi tak: (…) sie­dzę i zapi­su­ję coś w note­sie w tych samych chwi­lach, kie­dy zapi­su­je resz­ta: ode­rwa­ne zda­nia w róż­nych języ­kach, imio­na i nazwi­ska, któ­rych uży­wa­łem, miej­sca, w któ­rych byłem – i wyobra­żam sobie, że jestem stu­den­tem teo­lo­gii, i mam na ustach goto­we swo­je nowe imię, w razie gdy­by ktoś mnie o nie zapytał.

Uciecz­ka z Alba­nii nie była podyk­to­wa­na stra­chem przed woj­ną, tyl­ko wzię­ła się z poczu­cia bez­na­dziej­no­ści: poza mat­ką nie ist­niał żaden inny powód, żeby zostać w domu, a Agim zdo­łał prze­ko­nać mnie i sie­bie, że gdzieś tam cze­ka na nas lep­szy świat. „Ty masz pięt­na­ście lat, a ja szes­na­ście – argu­men­to­wał. – Pomyśl tyl­ko, ile zdą­ży­my jesz­cze w tym życiu osią­gnąć”. Przed woj­ną w Koso­wie ucie­kli rodzice.

Ta mie­sza­na per­spek­ty­wa — uchodź­ców poli­tycz­nych i osób dys­kry­mi­no­wa­nych ze wzglę­du na toż­sa­mość płcio­wą — wyda­je się szcze­gól­nie inte­re­su­ją­ca i aktu­al­na. Książ­ka na cza­sie, w dodat­ku przy­zwo­icie napi­sa­na. Nie­ste­ty, ostat­nia część powie­ści nie speł­nia ocze­ki­wań. Opis życia trans­sek­su­ali­sty w Fin­lan­dii jest dość bez­barw­ny, a w fina­le — melo­dra­ma­tycz­ny. Dużo cie­kaw­sze są wspo­mnie­nia boha­te­ra o ojcu opo­wia­da­ją­cym baj­ki z Alba­nii. I tu obja­wia się sła­bość tek­stu: fascy­nu­ją­ce jest to, co pogrą­żo­ne w na poły mitycz­nej prze­szło­ści, a reali­stycz­ne uję­cie sytu­acji trans­sek­su­ali­sty w i tak postę­po­wej prze­cież Skan­dy­na­wii ma kli­mat prze­cięt­niac­kich fil­mów z Sundance.

Co i tak jest prze­cież lep­sze niż lite­rac­ki pop z Auschwitz w tytule.

3,5/6

PS. Zno­wu zdję­cie znad Rusał­ki, bo mogę. A do tego reedy­cja kul­to­wej płyt­ki Ali­ba­bek z ich inter­pre­ta­cją ska. Bonu­sy jak bonu­sy, ale ory­gi­nal­ny mate­riał jest sztos.

Płyn­na trans­no­wo­cze­sność, czy­li “Przej­ście” Paj­ti­ma Statovci
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: