Czarne wznawia Żadana. Jest okazja, żeby przeczytać te książki raz jeszcze, z zupełnie nową perspektywą. Niby minęły dwie dekady, a tak naprawdę do historii przeszła cała epoka.
Książki Serhija Żadana śledziłem mniej więcej na bieżąco, czasami z kilkuletnią obsuwą. Wydaje mi się, że jak dotąd przeczytałem je wszystkie. Wznowienia Czarnego skłoniły mnie do powrotu, przynajmniej do tych sztandarowych — Depeche Mode i Anarchy In The UKR. O pierwszej z nich już kiedyś pisałem — narzekałem wtedy, że manifestowany przez autora permanentny pochuizm, charakterystyczny zresztą nie tylko dla ukraińskiego pisarza, ale w ogóle dla młodej literatury ze środkowej i wschodniej Europy (u nas np. przez Stasiuka i Vargę) do niczego dobrego nie doprowadzi. I co? Ukraina odeszła od schyłkowego myślenia, skonsolidowała się i wzmocniła, by stanąć czoła barbarzyństwu Rosji.
Kiedyś Żadan pisał o włóczeniu się po zasyfionym Charkowie z procentami we krwi i dziurami w kieszeniach, o dziadostwie Poradziecji i popkulturowym kompleksie Zachodu. Dziś czyta się to jak dokument z lepszych czasów. Świetnie napisany, bardzo sprawny literacko, urzekający. Chciałoby się móc powłóczyć po tym Charkowie choćby przez tydzień, ale się nie da. Dziś w tych samych miejscach Ukraińcy chowają się przed rakietami spadającymi na bloki.
Żadan pewnie już nigdy nie będzie tak pisał. Zresztą, już od dawna tego nie robi, czego dowodem jest Internat, naznaczony pierwszą fazą okupacji Donbasu, wtedy jeszcze z zachowaniem pozorów. Wczesne książki ukraińskiego pisarza nabrały niemal romantycznego sznytu, wytworzonego przez wojenny kontekst. Literatura zyskuje na wartości jako świadectwo innej epoki — dobrze dla niej, fatalnie dla świata.
Warto wrócić do tych książek.
4,5/6 (obie)
Aha, ostatnia część Anarchy In The UKR ułożona jest według klucza — 10 utworów, które autor chciałby zamówić na swoją stypę. Niektóre są oczywiste (w książce z takim tytułem nie mogło zabraknąć Pistolsów), inne nie, ale też mam wykute na blachę (Locomotive Breath Jethro Tull, Berlin Lou Reeda). Moje serducho zabiło szybciej przy totalnych southernowych ramotach. Nigdy nie było mi po drodze z Creedence Clearwater Revival, zatem Cosmo’s Factory zwyczajnie mnie ominęło. A to przecież coś wspaniałego! Posłuchajcie sobie Ramble Tamble z obłędną częścią środkową:
Tyle, że u Żadana szła piosenka Up Around The Bend. Ze wspaniałą historią o dziewczynie puszczającej nad ranem skacowanemu towarzystwu muzykę na całą petardę. Ech…