Neil And Jack And Me, czyli “Podróż zimowa” Cabrégo

“Podróż zimowa” Cabrégo
Wydany właśnie w polskim przekładzie zbiór opowiadań Podróż zimowa Cabrégo charakteryzuje dokładnie to samo, co jego powieści — z jednej strony intelektualną ciągotę do konceptu jako budulca utworu literackiego, a z drugiej skłonność do łatwych wzruszeń. Ogólnie wypada na plus, bo krótkie opowiadanie z reguły nie zdąży przynudzić.

Kie­dyś mia­łem z Cabrém kło­pot. Wyni­ka­ło to z ogrom­nych ocze­ki­wań (dobra akcja pro­mo­cyj­na racz­ku­ją­cych wte­dy Mar­gi­ne­sów, któ­re cał­kiem gład­ko wmó­wi­ły nam arcy­dzie­ło) i z ape­ty­tu na Kata­lo­nię (bo Men­do­za niby pisał o Bar­ce­lo­nie, ale po hisz­pań­sku, dziad). Wyszło tak, że co praw­da Wyzna­ję czy­ta­ło się zna­ko­mi­cie, ale książ­ka nie wytrzy­my­wa­ła kon­fron­ta­cji z mistrza­mi, choć­by z takim Bor­ge­sem. Punk­tów wspól­nych jest wie­le — biblio­fil­skie fety­sze, świat jako labi­rynt i świat jako biblio­te­ka, i tak dalej. Spój­ność dzie­ła zakłó­cał okrop­nie sen­ty­men­tal­ny ton. I ten ton prze­szka­dza mi we wszyst­kich tek­stach Cabrégo, tak­że w opo­wia­da­niach z nowe­go tomiku.

Wysokie C

W twór­czo­ści kata­loń­skie­go pisa­rza ten sen­ty­men­ta­lizm jest szcze­gól­nie inten­syw­ny, gdy wią­że się z tema­tem Zagła­dy. Cabré ude­rza w naj­wyż­sze C w tych momen­tach, w któ­rych poru­sza temat śmier­ci dziec­ka w cza­sie Holo­kau­stu. W powie­ści Wyzna­ję było to zwią­za­ne z histo­rią skrzy­piec z Auschwitz, tym razem mamy kasz­lą­ce­go Iza­aka Łódze­ra, któ­ry wyko­nu­je okrut­ny wyrok na swo­jej wła­snej rodzi­nie w opo­wia­da­niu Pamię­tam. Temat wyso­ki, ton wyso­ki, trud­no się cze­piać. A jed­nak wolę czy­tać auten­tycz­ne histo­rie o Zagła­dzie, bez lite­rac­kiej opra­wy i wyszli­fo­wa­nej for­my, na przy­kład roz­mo­wy Miko­ła­ja Gryn­ber­ga z oca­la­ły­mi Żyda­mi. Jestem zda­nia, że Tade­usz Borow­ski i Han­na Krall cel­nie wybra­li dla Zagła­dy for­mę lite­ra­tu­ry bez lite­ra­tu­ry — cokol­wiek myślą o tym matu­rzy­ści. Cabré obra­bia­ją­cy mate­riał jak jubi­le­rzy czę­sto poja­wia­ją­cy się w jego opo­wia­da­niach brzmi sztucznie.

Dla­te­go zde­cy­do­wa­nie naj­lep­sze efek­ty Cabré uzy­sku­je w tek­stach typu bor­ge­sow­skie­go — o lite­ra­tu­rze, biblio­te­ce (tu zwłasz­cza war­te uwa­gi jest opo­wia­da­nie Kurz, w któ­rym pisa­rzo­wi uda­je się powią­zać napię­cie ero­tycz­ne z tema­tem sta­rych ksią­żek, któ­rych nikt nie czy­ta), malar­stwie, muzy­ce. Naj­lep­sze frag­men­ty tek­stów zawar­tych w zbio­rze Podróż zimo­wa to te, w któ­rych waż­ny­mi, choć dru­go­pla­no­wy­mi boha­te­ra­mi są Schu­bert i (ponie­kąd) Rembrandt.

Absent Lovers

Pomię­dzy mistrzo­stwem i fał­szem, arcy­dziel­ną for­mą i bana­łem pla­su­je się opo­wia­da­nie Finis Coro­nat Opus. Boha­te­rem jest jakiś agre­syw­ny ban­dzior ogar­nię­ty ero­tycz­ną obse­sją, nie­udol­nie pró­bu­ją­cy pode­rwać dziew­czy­nę w knaj­pie. Ale chy­ba naj­sil­niej­szy jest w nim pociąg do roc­ka pro­gre­syw­ne­go. Czu­je­cie to? Gość narze­ka, że w knaj­pie leci Jeth­ro Tull, a w swo­im walk­ma­nie ma Beat King Crim­son. No a naj­bar­dziej lubi kon­cer­tów­kę Absent Lovers (nie dzi­wię mu się ani przez chwi­lę, bo to rzecz genial­na). I tak moty­wem prze­wod­nim tej awanturniczo-progrockowej histo­rii sta­je się pio­sen­ka Neil And Jack And Me (jed­na z moich ulu­bio­nych, i mówię to cał­kiem szcze­rze), nawią­zu­ją­ca do twór­czo­ści bit­ni­ków. Faj­nie? Faj­nie. Ale pokaż­cie mi knaj­pę, w któ­rej typy spod ciem­nej gwiaz­dy awan­tu­ru­ją się o pro­groc­ko­wą plej­li­stę. Nie wiem, czy miał­bym do niej cho­dzić co tydzień, czy omi­jać ją sze­ro­kim łukiem.

Ero­tycz­na namięt­ność, awan­tur­ni­czy język i kon­tek­sty kul­tu­ro­we w tym opo­wia­da­niu jakoś odkle­ja­ją się od rze­czy­wi­sto­ści. Ale za zda­nie Zacią­gam się Crim­so­nem, o Panie, i to jest naj­więk­sza przy­jem­ność, jaką może mi spra­wić Życie Tu i Teraz Cabrému nale­ży się duże piwo. Niech to będzie voll damm, któ­re­go boha­ter opo­wia­da­nia nie lubi, przed­kła­da­jąc nad nie siko­wa­tą czer­wo­ną estrel­lę. Ja bym wolał z Cabrém wypić po dużym ciem­no­zie­lo­nym z Bar­ce­lo­ny (z kija, a nie z pusz­ki), poga­da­li­by­śmy sobie tro­chę wię­cej o muzyce.

3,5/5

Neil And Jack And Me, czy­li “Podróż zimo­wa” Cabrégo
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: