Szczerze do bólu — “Ciała” Annie Ernaux

Ernaux Ciała
Trzy teksty autobiograficzne, jak w pozostałych książkach Ernaux — poskładane z króciutkich fragmentów, małych koralików. W tym jedna mikropowieść — taka, że kawa nie zdąży wystygnąć. Są przejmujące, niełatwe emocjonalnie, szczere do bólu.

Wszyst­kie łączy ten sam temat — cia­ło. Wła­ści­wie to jed­no cia­ło, cia­ło Annie Ernaux, ale że Noblist­ka patrzy na nie przez pry­zmat róż­nych doświad­czeń i w róż­nych okre­sach życia, czę­sto opi­su­je sie­bie jak pra­wie nie­zna­jo­mą dziew­czy­nę, nasto­lat­kę, mło­dą kobie­tę. I dzi­wi się, co te per­so­ny łączy.

Tekst Zda­rze­nie jest naj­trud­niej­szy, bo trak­tu­je o abor­cji. Nie­le­gal­nej, prze­pro­wa­dzo­nej, gdy we Fran­cji pra­wo było jesz­cze ostrzej­sze niż teraz w Pol­sce, choć to wyda­je się już nie­moż­li­we. Ernaux pisze i o podej­mo­wa­niu decy­zji, i o prze­bie­gu samej abor­cji, i o uczu­ciach jej towa­rzy­szą­cych. O krę­ce­niu się pod domem, w któ­rym star­sza pani tej abor­cji doko­ny­wa­ła. I o jej moty­wa­cjach — tro­chę, żeby pomóc kobie­tom z pro­ble­ma­mi, ale naj­bar­dziej z czy­stej chci­wo­ści. I o tym, że odium prze­pro­wa­dzo­nej po kry­jo­mu abor­cji jest strasz­ne. Temat waż­ny i — nie­ste­ty — prze­ra­ża­ją­co aktualny.

Pamięć dziew­czy­ny jest z kolei tek­stem o ini­cja­cji sek­su­al­nej. Takiej, o któ­rej nie ma się za bar­dzo co chwa­lić. Try­wial­nej, upo­ka­rza­ją­cej emo­cjo­nal­nie. Aż się chce krzy­czeć: pro­szę Pani, niech Pani stam­tąd ucie­ka, Pani kie­dyś dosta­nie lite­rac­kie­go Nobla, jest Pani genial­ną, wraż­li­wą kobie­tą, niech Pani nie pro­si tego typa o dru­gą żenu­ją­cą noc. Cały ten tekst jest poru­sza­ją­cy, ale nie ma w tym nic przy­jem­ne­go. Zno­wu ważny.

Minia­tur­ka na koniec to tekst o roman­sie doj­rza­łej kobie­ty z dużo młod­szym męż­czy­zną. Nie tak waż­ny jak poprzed­nie, ale dobrze, że jest. Moż­na ode­tchnąć na koniec, a kaw­ka nie wystygła.

Cia­ła czy­ta się rów­nież jako świa­dec­two całe­go poko­le­nia kobiet wcho­dzą­cych w doro­słość w latach 60. we Fran­cji, a u nas pew­nie ze dwie deka­dy póź­niej — i to jest inte­re­su­ją­ce. Moż­na też czy­tać jako wiwi­sek­cję okre­su doj­rze­wa­nia i swe­go rodza­ju intym­ne wyzna­nie, napi­sa­ne z kla­są, do któ­rej chy­ba tyl­ko Didier Eri­bon dora­sta. Dla­te­go war­to prze­czy­tać. Choć podob­nych ksią­żek mniej uta­len­to­wa­nych pisa­rek czy­tać raczej nie będę. Nie z igno­ran­cji, po pro­stu jest to doświad­cze­nie inten­syw­nie przygniatające.

5/6

PS. Trud­na tema­ty­ka, to i nie­spe­cjal­nie przy­stęp­na muzy­ka. Michel­le Mercure:

Szcze­rze do bólu — “Cia­ła” Annie Ernaux
Facebooktwitterlinkedintumblrmail