Facet typu psotnik, czyli “Poufne” Mikołaja Grynberga

Poufne
Jak Mikołaj Grynberg, to wiadomo, że będzie o dziedziczeniu poholokaustowej traumy. Poufne to zbeletryzowana kontynuacja Oskarżam Auschwitz, ale napisana dość lekko i w świetnym stylu.

Z nową pro­zą kra­jo­wą i zagra­nicz­ną jest taki pro­blem, że jak już pisarz ma coś do powie­dze­nia (a nie zawsze ma), to zaczy­na­ją się kło­po­ty z for­mą (brak pomy­słu na kom­po­zy­cję, co się koń­czy jak zwy­kle — fla­ka­mi z ole­jem) albo sty­lem. Miko­łaj Gryn­berg tego pro­ble­mu nie ma. Pew­nie dla­te­go, że histo­rie bie­rze z życia wła­snej rodzi­ny lub z zasły­sza­nych opo­wie­ści. Mistrzo­stwo osią­gnął w trzech tomach roz­mów, czy­li w kate­go­rii non fic­tion. Ale z bele­try­sty­ką też idzie mu nieźle.

Temat dzie­dzi­cze­nia trau­my jest waż­ny, więc dobrze, że Gryn­berg go nie zarzu­ca, tyl­ko pro­po­nu­je kolej­ne warian­ty opo­wie­ści. Nato­miast for­ma zwar­ta i zwię­zła (zestaw krót­kich opo­wia­dań, połą­czo­nych tema­tycz­nie i poprzez wspól­nych boha­te­rów) wyróż­nia się na plus na tle przy­dłu­gich powie­ści mod­nych współ­cze­snych pisa­rzy. 4 stro­ny Gryn­ber­ga są jak 40 stron tych mod­nych pisa­rzy — i ja to sobie cenię bardzo.

Pouf­ne czy­ta­łem rów­no­le­gle z odsłu­chem paru godzin Cie­ni nad rze­ką Hud­son Iza­aka Bashe­vi­sa Sin­ge­ra. Sąż­ni­sta powieść Nobli­sty trak­tu­je mniej wię­cej o tym samym — o miło­ści, rodzi­nie i trwa­niu przy życiu po Zagła­dzie. Przy czym Sin­ger roz­pi­sał to na gigan­tycz­ną wie­lo­gło­so­wą sym­fo­nię, a Gryn­berg na skrom­niut­ki kwar­tet. Ja wolę rze­czy kameralne.

Cię­żar gatun­ko­wy jest ogrom­ny, ale całość łatwa do prze­łknię­cia, bo Gryn­berg zna się na poczu­ciu humo­ru. Uda­je mu się to, za co lubi­my Cze­chów — balan­su­je gdzieś na gra­ni­cy mię­dzy humo­rem sytu­acyj­nym, języ­ko­wym i humo­rem posta­ci, ze szcze­gól­nym upodo­ba­niem do alu­zji ero­tycz­nych: ten facet był typu psot­nik. Kochał medy­cy­nę i kobie­ty, wła­śnie w tej kolej­no­ści. Póź­niej oka­że się, że sła­bość do pra­cow­nic służ­by zdro­wia będzie mia­ła real­ny wpływ na prze­bieg róż­nych hospi­ta­li­za­cji dziad­ka. Tyl­ko przy­ja­ciół­ki na onko­lo­gii jakoś zabraknie.

W podob­nym tonie utrzy­ma­na jest cała nar­ra­cja o losach rodzi­ny pol­skich Żydów oca­la­łych z Zagła­dy. Śmie­je­my się i pła­cze­my, jak przy Škvo­rec­kým. Waż­na i poży­tecz­na lektura.

4/5

PS. Sko­ro spra­wa jest kame­ral­na, ale z roz­ma­chem, epic­ka i pry­wat­na jed­no­cze­śnie, to będzie się dobrze gry­zła z Przy­śpiew­ka­mi Dio­me­de. Taka wła­śnie jest ta muzy­ka. A kle­zmer­ska Agniesz­ka z Mal­bor­ka to rzecz wyjąt­ko­wej urody:

 

 

Facet typu psot­nik, czy­li “Pouf­ne” Miko­ła­ja Grynberga
Facebooktwitterlinkedintumblrmail