Kryminał z belle epoque, czyli “Hotel Wielkie Prusy” Bohdana Kołomijczuka

Hotel Wielkie Prusy
Lwowski komisarz odwiedza przedwojenny (licząc obie wojny światowe) Poznań, a po drodze zalicza epizod w Berlinie. Już ten smaczek może zachęcić. Nawet, jeśli ktoś nie lubi kryminałów.

Ja okres pochła­nia­nia powie­ści kry­mi­nal­nych mam już daw­no za sobą, więc się­gam tyl­ko po prze­bra­ne i to raczej nie ze wzglę­du na samą intry­gę. Lubię sta­ro­świec­ki kli­mat kla­sycz­nych powie­ści (Chri­stie) i nurt retro, w któ­rym naj­waż­niej­sze jest dla mnie samo odtwa­rza­nie topo­gra­fii i atmos­fe­ry miast sprzed stu lat. Posen i Bre­slau oczy­wi­ście kró­lu­ją, bo są mi naj­bliż­sze geo­gra­ficz­nie. A, lubię też nurt gastro­no­micz­ny, ostat­nio Uśmiech Ange­li­ki Camil­le­rie­go wspa­nia­le mnie uba­wił, tyl­ko jakoś nie chcia­ło mi się o tym pisać, bo wcią­gną­łem się w książ­kę o Dvo­řáku i przepadłem.

No, ale sycy­lij­skie­go pisa­rza popu­la­ry­zo­wać już nie trze­ba, cykl o komi­sa­rzu Mon­tal­ba­no cie­szy się w Pol­sce dużym zain­te­re­so­wa­niem. Boh­dan Koło­mij­czuk mógł­by za to miło­śni­ków gatun­ku zain­te­re­so­wać bar­dziej, bo ostat­nio upodo­bał sobie wła­śnie przed­wo­jen­ny Poznań. Akcja pierw­szych kry­mi­na­łów z cyklu o komi­sa­rzu Ada­mie Wisto­wi­czu roz­gry­wa­ła się we Lwo­wie (ale ich po pol­sku na razie nie prze­czy­ta­my), za to Hotel Wiel­kie Pru­sy zawie­ra histo­rię z trzech pięk­nych miast (Poznań, Lwów, Ber­lin) uka­za­nych pod sam koniec bel­le epo­que.

Są pięk­ne kobie­ty kol­por­tu­ją­ce w biżu­te­rii zaszy­fro­wa­ne wia­do­mo­ści, jest lokal­na mafia ubi­ja­ją­ca inte­re­sy nie­bez­piecz­nie powią­za­ne z poli­ty­ką mię­dzy­na­ro­do­wą, są wresz­cie ele­ganc­cy, sta­ro­świec­cy, a przez co jesz­cze ujmu­ją­cy agen­ci wywia­du i kontr­wy­wia­du. Za chwi­lę wszyst­ko to zdmuch­nie Wiel­ka Woj­na i wszyst­ko zmie­ni się na gor­sze, bar­dziej aro­ganc­kie, prza­śniej­sze. Stąd tym bar­dziej znie­wa­la­ją­cy czar retro.

Jaka jest intry­ga, to już sobie spraw­dzi­cie sami. Mnie naj­bar­dziej inte­re­su­je to, czy bok­ser Mar­kus Szczy­pak bije się na nie­ist­nie­ją­cym już moście nad sta­rym kory­tem War­ty na Chwa­li­sze­wie (tak zakła­dam), czy coś pokieł­ba­si­łem. Tytu­ło­wy hotel Wiel­kie Pru­sy jest zmy­ślo­ny, ale do złu­dze­nia przy­po­mi­na poznań­ski Bazar, mniej wię­cej na jego oko­li­ce wska­zu­je też adres, a ja się zasta­na­wiam, czy w 1905 roku rze­czy­wi­ście rezy­do­wał tam pół­świa­tek jak z seria­lu Boar­dwalk Empi­re. A tak­że nad tym, jak brud­no i nie­bez­piecz­nie musia­ło być wte­dy na uli­cach, sko­ro z Gar­bar trze­ba było brać fia­kra na Św. Mar­cin. Prze­cież pie­cho­tą zała­twia się to w kwadransik.

O języ­ku prze­kła­du nie powiem nic, bo Ryszard Kupi­du­ra to mój zna­jo­my, dodam tyl­ko, że cze­kam na kolej­ne książ­ki Koło­mij­czu­ka po pol­sku. Te z Lwo­wa też by się przydały.

4/6

PS. Na fot­ce zespół Bez, któ­ry też jest z Pozna­nia. Lubię ich pio­sen­ki i lubię ludzi z tego ben­du. Pro­szę posłuchać.

Kry­mi­nał z bel­le epo­que, czy­li “Hotel Wiel­kie Pru­sy” Boh­da­na Kołomijczuka
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: