Komeda. Osobiste życie jazzu to bardzo wnikliwy, pisany z ogromną wrażliwością i reporterską wnikliwością portret legendy polskiego jazzu. A przy okazji coś więcej — szeroka panorama życia społecznego i kulturalnego lat 50. i 60. w Polsce. Z krótkim, niestety, okresem hollywoodzkim.
Biografia Krzysztofa Komedy-Trzcińskiego autorstwa Magdaleny Grzebałkowskiej była pozycją wyczekiwaną. Znakomita autorka pisze o największym polskim kompozytorze jazzowym — to musiało wywoływać emocje, a książka z marszu była skazana na sukces. Czy Komeda. Osobiste życie jazzu spełnia pokładane w książce oczekiwania? Moim zdaniem spełnia, a jej popularność nie wynika wyłącznie z szeroko zakrojonej kampanii promocyjnej. Grzebałkowska po prostu napisała kolejną bardzo dobrą książkę.
Z pewnością to kwestia warsztatu. Grzebałkowskiej uchodzi na sucho to, co z reguły irytuje w przypadku większości biografii muzycznych. Na przykład drobiazgowość w opisie szczegółu. Magdalena Grzebałkowska konsekwentnie na przestrzeni całego tekstu podaje kwoty, jakie muzycy zespołów Komedy otrzymywali za występy na żywo oraz nagrania studyjne. I zamiast nużyć tym czytelnika, wprowadza do narracji niuanse pozwalające dokładniej poznać realia epoki. I tak na przykład dowiadujemy się, że za wypożyczenie wibrafonu dla Jerzego Miliana członkowie sekstetu Komedy musieli wybudować właścicielowi instrumentu… kurnik.
Cechą charakterystyczną stylu Grzebałkowskiej jest wplatanie w tekst fragmentów rozmów (cytowanych ze źródeł lub wyimaginowanych, co zresztą autorka każdorazowo sygnalizuje), anonsów z gazet, kontekstów politycznych i kulturowych. Na mgnienie oka pojawia się np. autobus Charlesa Mansona (przy okazji fragmentów o pracy z Polańskim w Hollywood) czy śmierć Johna Coltrane’a. Dzięki takim niuansom książka Grzebałkowskiej staje się czymś więcej niż biografią. Komeda. Życie osobiste jazzu to barwna opowieść o życiu Komedy, a przy okazji także kilku innych wybitnych twórców z kręgu polskiego jazzu (np. Jerzy Milian, Jan Ptaszyn Wróblewski, Tomasz Stańko, Wojciech Karolak) i kina (Jerzy Skolimowski i Roman Polański).
Grzebałkowska prowadzi czytelnika tak, by jednym okiem śledził życie Komedy, a drugim historie ludzi pozostających w jego orbicie, z reguły równie wybitnych. Taka metoda pisarska zaskakująco dobrze koresponduje ze stylem Komedy, najpełniej przejawiającym się na płycie pod wymownym tytułem Astigmatic. Porzucając termin medyczny i przechodząc na płaszczyznę metaforyczną można uznać, że widzenie astygmatyczne to patrzenie w wielu płaszczyznach jednocześnie. Może patologiczne, może indywidualne. Chyba dobrze odzwierciedla to projekt graficzny tej płyty, autorstwa Rosława Szaybo.
Grzebałkowskiej udaje się ta sama sztuka — pokazuje życie artystów na wielu płaszczyznach i każda z nich wydaje się równie interesująca. Nawet upadek Komedy ze skarpy ukazany jest w dwojaki sposób — na podstawie relacji Zofii Komedowej (wersja oficjalna) i Andrzeja Krakowskiego (wersja różniąca się znacząco od relacji żony kompozytora).
Muzykologów uczciwie ostrzegam — o samej muzyce jest tu niewiele. Nawet o Astigmatic, uważanej powszechnie za najlepszą płytę w historii polskiego jazzu. Magdalenę Grzebałkowską interesuje przede wszystkim życie. A że pokazuje je w fascynujący sposób i dysponuje znakomitym warsztatem, sypią się nagrody za kolejne książki. Tym razem z pewnością będzie ich jeszcze więcej.
4,5/5
PS. Tekst ukazał się pierwotnie drukiem w 30. numerze magazynu “Lizard” w dziale Recenzje książkowe razem z Lżejszym od fotografii Piotra Stelmacha i antologią Obcy astronom Grzegorza Ciechowskiego.