Jak wkurza się uśmiechnięta Polska i oblężona prawica, czyli “Gniew” Tomasza S. Markiewki

Gniew
Polityczno-społeczny esej Gniew Tomasza S. Markiewki to tekst krótki i celny, bo skupiony na istocie polsko-polskich wojenek. Przy okazji można przypomnieć sobie, że społeczeństwo to nie automat, a wyborcy są nie tylko wkurzeni, ale też wrażliwi. Rzeczywiście, łatwo zapomnieć.

Gniew Mar­kiew­ki ogni­sku­je się wokół kil­ku pod­sta­wo­wych tema­tów: feno­me­nu zwy­cię­stwa Trum­pa w Sta­nach, współ­cze­snej poli­ty­ki w sty­lu coachin­gu z social mediów (Nie idzie ci? Jesteś bied­ny? Skończ się uża­lać i bierz życie w swo­je ręce!) i polsko-polskiej woj­ny mię­dzy dwie­ma par­tia­mi pra­wi­co­wy­mi. Tu tkwi sed­no: zna­czą­ca prze­wa­ga dwóch par­tii zawsze jest pro­ble­ma­tycz­na, bo zawę­ża pole spo­ru, ale gdy dodat­ko­wo par­tie te repre­zen­tu­ją podob­ną for­ma­cję ide­ową, sytu­acja sta­je się bez­na­dziej­na. Duża część gło­su­ją­cych ma pra­wo sądzić, że wybór jest iluzoryczny.

Traf­nie i prze­ko­ny­wa­ją­co brzmią ana­li­zy, w któ­rych Mar­kiew­ka wyja­śnia niu­an­se wza­jem­nych oskar­żeń o socja­lizm, jakie pada­ją pomię­dzy zwo­len­ni­ka­mi tych kon­ser­wa­tyw­nych par­tii. I wresz­cie autor obna­ża neo­li­be­ral­ne mie­li­zny, na któ­rych ugrzę­zła Plat­for­ma, a dzię­ki któ­rym PiS-owi tak łatwo było oże­nić naro­do­wą i mar­ty­ro­lo­gicz­ną mito­lo­gię z socjal­nym roz­daw­nic­twem. No i zadziałało.

Mnie jako nauczy­cie­la szcze­gól­nie przy­gnio­tły par­tie poświę­co­ne jedy­nej słusz­nej, martyrologiczno-narodowej ścież­ce edu­ka­cyj­nej w pol­skiej szko­le. Biję się w pierś — mimo dobrych chę­ci mi też wycho­dzi­ło po boże­mu. Nie zawsze, ale zwy­kle wycho­dzi­ło. W koń­cu pod­sta­wa pro­gra­mo­wa do języ­ka pol­skie­go w liceum kon­cen­tru­je się nie Dzia­dach, a nie na bar­dziej dys­kur­syw­nym Kor­dia­nie. Pew­nych rze­czy się nie przeskoczy.

Ale Gniew nie jest książ­ką sku­pia­ją­cą się na narze­ka­niu. Mar­kiew­ka wycho­dzi z punk­tu widze­nia bar­dziej lewi­co­we­go filo­zo­fa, ale też punk­tu­je głów­ne błę­dy lewi­cy. Na przy­kład hur­ra­op­ty­mi­stycz­ne zało­że­nie, że jak uda się w jaki­kol­wiek spo­sób osła­bić wła­dzę pra­wi­cy, to będzie szło ku lep­sze­mu, pod­czas gdy kom­plet­nie zapo­mi­na się o wybor­cach PiS‑u, któ­rzy prze­cież nie są przy­by­sza­mi z obcej pla­ne­ty, tyl­ko gigan­tycz­ną czę­ścią spo­łe­czeń­stwa. W fil­mach scien­ce fic­tion wystar­czy poko­nać kosmi­tów – ci odla­tu­ją i wszyst­ko wra­ca do nor­my. Ale ludzie skłon­ni gło­so­wać na PiS nie wró­cą do swo­je­go domu, bo ich domem jest Pol­ska, to samo miej­sce, któ­re zamiesz­ku­ją uśmiech­nię­ci Polacy.

Zresz­tą, ta uśmiech­nię­ta Pol­ska wca­le nie jest bez winy. I tyl­ko z pozo­ru róż­ni się od nabz­dy­czo­ne­go Ada­sia Miau­czyń­skie­go. Uśmiech­nię­ta Pol­ska sama ogra­ni­cza swo­je pole dzia­ła­nia przez nie­chęć do sys­te­mo­wych roz­wią­zań. Wal­czy z symp­to­ma­mi popu­lar­no­ści oblę­żo­nej pra­wi­cy, czy­li z PiS, a pomi­ja jej przy­czy­ny. Na pozór opie­ra się na soli­dar­no­ści pozy­tyw­nej, bo dąży do uno­wo­cze­śnie­nia Pol­ski, ale pod powierzch­nią skry­wa się soli­dar­ność nega­tyw­na, któ­ra żywi się nie­na­wi­ścią do ciem­no­gro­du. Na takiej kru­chej pod­sta­wie nie da się nicze­go wznieść. Gniew wymie­rzo­ny w oblę­żo­ną pra­wi­cę może – w sprzy­ja­ją­cych warun­kach – dać chwi­lo­we zwy­cię­stwo wybor­cze, ale nie­wie­le więcej.

sufrażystki
Gniew pozy­tyw­ny — sufrażystki

Czy ist­nie­je gniew pozy­tyw­ny? Jak naj­bar­dziej. To jest ten rodzaj gnie­wu, któ­ry pozwo­lił kobie­tom wywal­czyć pra­wa wybor­cze. To jest gniew umoż­li­wia­ją­cy wal­kę o rów­ne pra­wa dla mniej­szo­ści naro­do­wych, reli­gij­nych, sek­su­al­nych. To jest gniew Czar­ne­go Pro­te­stu. Pro­blem w tym, że nasz pol­ski gniew to w tej chwi­li głów­nie gniew Ada­sia Miau­czyń­skie­go — bez­pro­duk­tyw­ny, sku­pio­ny do wewnątrz. Nie cho­dzi­my na wybo­ry, bo nie ma dla nas żad­ne­go kan­dy­da­ta. A jak już idzie­my, do gło­su­je­my głów­nie prze­ciw komuś.

Pozo­sta­je kwe­stia zasad­ni­cza — do tego wła­śnie przy­zwy­cza­ili­śmy się od jakichś 40 lat. Zawi­ni­ło poko­le­nie rodzi­ców — pro­gra­mo­wo apo­li­tycz­ne, co było ceną za przej­ście przez prze­mia­ny gospodarczo-polityczne bez spek­ta­ku­lar­ne­go ban­kruc­twa. Trze­ba było zaufać i zdać się na innych, np. na Bal­ce­ro­wi­cza, któ­re­go dziś oblę­żo­na pra­wi­ca oskar­ża o całe zło.

Ale pro­blem jest jesz­cze głę­biej: spo­łe­czeń­stwo to nie jest pro­sty auto­mat, któ­rym poli­ty­cy, eks­pert­ki czy komen­ta­to­rzy mogą dowol­nie ste­ro­wać. Nie da się naj­pierw wci­snąć przy­ci­sku „nie rób­cie nic”, a potem „walcz­cie o demo­kra­cję i sądy”. Jeśli raz zacznie­my znie­chę­cać ludzi do aktyw­no­ści poli­tycz­nej, to potem trud­no to odkrę­cić i część osób może się na sta­łe wypi­sać z poli­ty­ki. Inny­mi sło­wy, nie moż­na znie­chę­cić naro­du do poli­ty­ki, a póź­niej żądać od nie­go spo­łecz­nej dojrzałości.

Rzecz w tym, żeby zrzu­cić z sie­bie tę — Deja­ni­ry palą­cą koszu­lę. I tym razem nie będzie to płaszcz Kon­ra­da, tyl­ko swe­te­rek Miau­czyń­skie­go. Czy będzie­my umie­li wykrze­sać z sie­bie coś konstruktywnego?

4/5

PS. Sam nie wiem, przy czym gnie­wać się z sen­sem. Może przy legen­dar­nej pły­cie Klau­sa Mitf­fo­cha? Odno­szę wra­że­nie, że jego Powin­ność kur­du­pel­ka cią­gle nie­po­ko­ją­co do naszej rze­czy­wi­sto­ści przy­sta­je. No a Klus mitroh z pamięt­ną fra­zą: i wszyst­kim życzy­my źle / nam z oczu patrzy? Wła­śnie o tym jest ta książka.

Jak wku­rza się uśmiech­nię­ta Pol­ska i oblę­żo­na pra­wi­ca, czy­li “Gniew” Toma­sza S. Markiewki
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: