O pamięci, czyli “Bliscy” Annie Ernaux

Ernaux Bliscy
Trzy krótkie formy literackie w jednym tomiku. Po tegorocznym Noblu Bliscy razem z wydanymi kilka miesięcy wcześniej Latami Annie Ernaux to pozycja obowiązkowa.

O ile Lata sta­no­wi­ły wypad­ko­wą tego, co uni­wer­sal­ne (doświad­cze­nie całe­go poko­le­nia doj­rze­wa­ją­ce­go inte­lek­tu­al­nie w oko­li­cach słyn­ne­go roku 1968) i tego, co pry­wat­ne, o tyle Bli­skich wypeł­nia­ją opo­wie­ści rodzin­ne. Każ­da z nich poświę­co­na jest innej oso­bie z naj­bliż­szej rodzi­ny. Jed­na ojcu, jed­na mat­ce i wresz­cie jed­na zmar­łej przed naro­dze­niem autor­ki sio­strze. Tym samym jest to lite­ra­tu­ra kame­ral­na, cichut­ka, intymna.

Pierw­sze sko­ja­rze­nie — dużo młod­szy od Ernaux, ale też Fran­cuz, Édo­uard Louis. Bo też napi­sał trzy mikro­po­wie­ści o swo­jej rodzi­nie, a wła­ści­wie nawet nie powie­ści, bo to for­my z pogra­ni­cza auto­bio­gra­fii i ese­ju socjologiczno-kulturowego. Też ojciec i mat­ka, tyl­ko rodzeń­stwa nie było — Louis jed­ną z część tryp­ty­ku napi­sał o sobie. Tyle, że autor Koń­ca z Eddym nie­mal wyrzu­cił lite­rac­kość ze swo­je­go pisa­nia, sta­wia­jąc na pierw­szym miej­scu styl mani­fe­stu poli­tycz­ne­go. Ernaux jest bliż­sza moje­mu czy­tel­ni­cze­mu gusto­wi, bo nie­mal lirycz­na (choć to wciąż małe prozy).

Bli­żej jej do nasze­go Wichy. I wła­ści­wie czy­ta się Bli­skich nie­mal tak jak Wichę, poza tym, że tym razem nie ma śmiesz­nych aneg­dot, tego spe­cy­ficz­ne­go humo­ru. Zwłasz­cza w czę­ści ostat­niej, poświę­co­nej sio­strze zza gro­bu, domi­nu­je nastrój powa­gi. Chcia­ło­by się powie­dzieć, że to tren.

Czy to dobra lite­ra­tu­ra? Zna­ko­mi­ta, choć dry­fu­ją­ca w obszar, w któ­rym lite­ra­tu­rą być powo­li prze­sta­je. Mam oba­wę, czy inni pisa­rze, zain­spi­ro­wa­ni Noblem dla Ernaux, jed­nak nie popły­ną za dale­ko w stro­nę życia, porzu­ca­jąc cał­kiem lite­ra­tu­rę. Jeśli zro­bi się to bez talen­tu, wyj­dą gnio­ty wyda­wa­ne jako arcy­dzie­ła, bo takie jest pro­spe­ri­ty. Twór­czość Ernaux jest wybit­na, jed­nak oba­wiam się natar­cia epigonów.

4,5/6

PS. Do książ­ki o pamię­ci nie pasu­je lepiej żad­na płyta.

O pamię­ci, czy­li “Bli­scy” Annie Ernaux
Facebooktwitterlinkedintumblrmail