Stary, XIX-wieczny przekład Wilhelma Meistra jest już pozycją tylko dla historyków języka, zatem nowe tłumaczenie Wojciecha Kunickiego i Ewy Szymani przybliża tekst słabo znany, a właściwie nieznany.
Na polonistyce przynajmniej nie wspominaliśmy o klasycznej powieści Goethego ani słowem. Pewnie na germanistyce jest inaczej. Nowy przekład pozostaje wciąż pozycją tylko dla specjalistów, bo umówmy się — jakoś nie wyobrażam sobie tłumów blogerek stojących w kolejce po XVIII-wieczne arcydzieło, a potem wrzucających słodkie fotki z Goethem, kawą i skarpetami na Instagram. Lata nauki Wilhelma Meistra to rzecz dla specjalistów od historii literatury i może dla kilku pasjonatów staroci, do których chyba się zaliczam. Ale też rzecz ważna — odświeżona językowo, z komentarzami, posłowiem, aparatem naukowym. I da się to czytać, w przeciwieństwie do tekstu Chmielowskiego z 1893 r.
Lata nauki Wilhelma Meistra to oczywiście wzorzec całego gatunku bildungsroman, czyli powieści o dojrzewaniu bohatera. Między Wilhelmem Meistrem i Czarodziejską górą Manna mieści się cała galaktyka powieści XIX-wiecznej, a i do dziś ta konwencja jest żywa, o czym może świadczyć choćby Koniec z Eddym Édouarda Louisa. Ponadto Wilhelm Meister jest powieścią, w którą Goethe włożył całe tony swoich przemyśleń na temat teatru, literatury i sztuki w ogóle. Uczciwości artysty, naśladowania rzeczywistości, kłamstwa…
Główne kręgi tematyczne Lat nauki… to teatr, religia i miłość. Najbardziej zestarzała się księga VI poświęcona Bogu (Wyznania pięknej duszy), a najmniej fragmenty poświęcone sztuce — w swojej wizyjności zapowiadały i teatr modernistyczny, i awangardę. Miłość w Wilhelmie Meistrze to już pełen odlot — z pozoru skonwencjonalizowana, egzaltowana i teatralna, w istocie raczej libertyńska. Na szczególną uwagę zasługują miłosne historie Filiny, która zdaje się być postacią kobiety nowoczesnej, bo świadomej prawa do świadomej seksualności. Filina dużo eksperymentuje, także z tytułowym bohaterem powieści, wygłaszając tu i ówdzie zwięzłe pochwały wolnej miłości. W ogóle relacja z dojrzewania miłosnego Wilhelma jest bardzo ciekawa. Oczywiście, musi się ona skończyć w ramionach bohaterki przypominającej ziemskie wcielenie Beatrycze, ale przecież tak być musiało.
Na szczególną uwagę zasługuje też temat gry z tożsamością (Mignon przebierająca się za chłopca) oraz problem depresji (Harfiarz). Są to dziś tematy ważne, a przynajmniej pierwszy z nich wzbudza silne emocje, ostatnio toksyczne. Jak się okazuje, pisał o tym już Goethe w XVIII wieku, zaraz obok długaśnych passusów na temat poszukiwania Boga przez piękną duszę. Polecałbym radykałom, ale i tak nie przeczytają.
(nie umiem ocenić cyferką)
PS. Książkę kazał mi czytać mój serdeczny przyjaciel, który spija klasykę XVIII i XIX wieku w dużych ilościach, a ja tylko zbieram, co zostanie na górze. A tu jest jego utwór Ślęża, nagrany razem z Maćkiem Nowackim:
Mam płytkę — ręcznie robiona, limitowana, numerowana (3/10), na zdjęciu u góry.
PPS. Zdjęcie nie ze Ślęży, bo jak obok niej przejeżdżaliśmy, to się późno robiło.