Może jestem trochę niemodny, ale traktuję feminizm poważnie. Nie zbywam tematu głupimi żartami o wnoszeniu jakiejś lodówki na siódme piętro ani głupim chichotem. Nie wygaduję też bzdur o rzekomym planie karmienia moich dzieci w przedszkolu filozofią gender, a wręcz przeciwnie — chętnie widziałbym trochę więcej dyskursu feministycznego w szkole. Bo feminizm to nie spisek przeciw mężczyznom, tylko upominanie się o równość, deklarowaną w konstytucji i innych, z reguły niedokładnie czytanych dokumentach. No, ale na to się w najbliższych latach nie zapowiada. Dlatego od czasu do czasu daję się namówić na literaturę pop, która jakoś się w dyskurs feministyczny wpisuje.
Tym razem jest to powieść (anty)feministyczna Poli Styx. Tytuł zapowiada dyskursywność, jakąś próbę zdefiniowania feminizmu i nie-feminizmu. Rzecz jest świeżutka, rocznik 2017, zaczyna się od nawiązania do pokazowego procesu Pussy Riot, więc zapowiada się ciekawie. I co? Jaki jest ten nasz feminizm w czasach postsmoleńskich?
Tego się z Powieści (anty)feministycznej z mięsem w tle nie dowiedziałem. Są w niej co prawda dwie protagonistki wyrażające w jakiś sposób świadomość feministyczną, ale nie umiem traktować ich serio. Jedna z bohaterek próbuje rozkręcić protest przeciwko uwięzieniu dziewczyn z Pussy Riot w łagrze, ale ładunek intelektualny tej idei sprowadza się do ziewania przy scrollowaniu Facebooka. Druga bada pierwotne kultury afrykańskie wykorzystując elementy krytyki feministycznej, ale — jak dowiadujemy się z książki — przeżywa bardzo dotkliwy kryzys poznawczy. I co? Wszystko kończy się konserwatywną pochwałą patriarchatu. Nie wiem, czy zamierzoną, może samo tak wyszło.
Konkluzja jest taka — feminizm to nuda, gender się przejadło, a aktywistki siedzą godzinami na Facebooku zamiast robić coś z sensem. Czy tak jest rzeczywiście? Mam nadzieję, że nie, bo po drugiej stronie dziarsko prężą muskuły szowinizm, nacjonalizm i rasizm.
W sumie to największy problem feminizmu — po spolaryzowaniu się społeczeństwa trafił na margines jako filozofia intelektualnej lewicy. Powinien być alternatywą dla szowinizmu, a stał się towarem luksusowym. Szkoda, ale książka Poli Styx tego nie zmieni. I chyba nawet autorka, najwyraźniej ukrywająca się pod pseudonimem, nie ma takiego zamiaru.
2/5
PS. Książka ukazała się jako druga pozycja w skromnym jeszcze katalogu młodziutkiego wydawnictwa Poczytne.pl. Numer pierwszy to pouczające, zabawne i ciekawe felietony językowe Zadziwiające losy wyrazów Łucji Brzozowskiej. Tu daję więcej propsów. Zobaczymy, co będzie dalej, w razie czego trzymam kciuki.